Wybiegłam za Lucasem. Nie wiem co mu odbiło. Stał oparty rękoma o swój samochód i miał spuszczoną głowę. Pomału do niego podeszłam.
- Luck, przepraszam jeśli cię to wkurzyło i jesteś zły, ale co ty byś zrobił na moim miejscu. Zrozum mnie, ja... - nie skończyłam, gdy on nagle znalazł się obok i mnie objął.
- Nie jestem zły, Katie. Ja ... ja się boję o ciebie, boję się że będziesz chciała tam zostać i mnie opuścisz. Rozumiem Cię. - zaczął... płakać? Wytarłam jego policzek ręką.
- Z tego co wiem to wampiry i chłopacy nie płaczą - uśmiechnęłam się i zobaczyłam jego krzywy uśmieszek. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że łzy Lucka to oznaka jego słabości, ale nie ja. Ja uważam, że jest to oznaka miłości i oddania,ponieważ są to łzy nie jakiegoś tam chłopaka, czy tam wampira, tylko tego którego kocham. Przytuliłam go mocniej, bo uświadomiłam sobie w tej chwili, że wcale nie chcę go opuszczać. Potrzebuję go i to bardzo.
- Nie zostawię Cię. Jak mogłabym uciec od kogoś kogo kocham?- Luck skrzywił się. Jeju czemu jestem taka głupia. Przecież chciałam zostawić i uciec od mojego taty. Kurcze, nie dobrze.
- Wiem, nie tłumacz się. Wiem, że to nie tak miało znaczyć. Znam Cię Katie.- myślałam że padnę. On wiedział o mnie wszystko. Wzięłam delikatnie jego twarz w dłonie i pocałowałam w usta. W jego usta, które zawsze były i będą moje.
- Muszę jechać do parku, umówiłam się z Jo. - powiedziałam po pewnym czasie.
-Zawieźć cie? - spytał życzliwie.
- Nie, dziękuję. Zadzwonię po Kevina muszę z nim pogadać. -
- No, okay. Rozumiem - dał mi całusa w policzek.
***
- Cieszę się że po mnie zadzwoniłaś. - spojrzał na mnie Kev. - W sumie, to tak działa mój urok. Dziewczyny nawet jak nie chcą to dzwonią. - dał mi kuksańca. Uśmiechnęłam się.
- Przestań bo zaraz wyskoczę z tego cudeńka, a wcale nie chcę. - pogładziłam mięciutką skórę,z której były siedzenia- chociaż nie, mam lepsze. - pokazałam mu język.
- Dobra, sory. Siedź tu i nigdzie mi nie wyskakuj, bo jeszcze mnie oskarżą o zabójstwo i co z tego będzie? Stracę tylko swoją dobrą reputację. - ohh... Kevin, Kevin i jeszcze raz Kevin.
###
Szliśmy w stronę fontann, gdy nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Zaczęłam po mału się obracać.
- Czy ktoś zamawiał kawusie? - David uśmiechnął się trzymając dwa kubeczki z kawą.
- Ja na pewno nie. - skwitował Kevin. Zobaczyłam że David się skrzywił.
- Kate, chodź na słówko. - pokazał mi skinieniem drzewo i podał napój.
Stanęliśmy w cieniu pod wielkim bukiem.
- Co ty z nim kombinujesz? - spytał ostrym tonem.
- Hey, David też się cieszę że Cię widzę.- odpowiedziałam z uśmiechem i zarzuciłam mu ręce na szyję i dałam całuska w policzek. Uśmiechnął się.
- Tak, jesteś słodka, ale powiedz mi co on tu robi? -
- Przywiózł mnie, co w tym złego? -
- Byłaś z nim sama w aucie? - nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi. Zachowywał się jakoś dziwnie. Jak nie on. Dobra, zawsze był opiekuńczy itd, no ale bez przesady. Chyba Kevin by mnie nie wywiózł do lasu, nie?
- Kurde David o co chodzi?- Już nie mogłam wytrzymać.
- On... - spuścił wzrok - On jest wilkołakiem. - zdjęłam ręce z jego ramion i zakryłam nimi usta. Zawibrował mój telefon. Sms.
Zmieniałam zdanie spotkajmy się u mnie za 15min.
Kocham,
Jo.
Boże! O co w tym wszystkim chodzi ?
I jak wam się podoba? Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale rozdział pisany na telefonie.
Dziękuję za przeczytanie.
Wszystkie komentarze mile widziane.
Buziaki ;*
SuSi PISARECZKA