środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 13


    Wyszliśmy z auta.
- Lucas przyjdziesz do nas? - spytałam
- Jasne, czemu nie. - wysiadł i zamknął samochód. Szliśmy w stronę domu, gdy Tobias nagle mnie przytulił.
- Proszę, nie mówmy im tego, a obiecuję, że nigdy więcej nie zrobię niczego podobnego. - powiedział ochrypłym głosem.
- Tobias, nie powinniśmy nic ukrywać przed rodzicami. - Lucas spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi. Dostałam wyrzutów sumienia. Zataiłam sama przecież przed ojcem, że wiem kim jestem.
- Proszę. - Tobias spojrzał mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Dobrze. Ale robię to tylko dlatego że Cię kocham. - pogłaskałam brata po włosach.
- Ja ciebie też. - mruknął Luck
- Haha to nie było do ciebie skarbie, ale ciebie też kocham. - puściłam Tobiego, podeszłam do Lucasa i pocałowałam go lekko, a on oddał mi równie wspaniały pocałunek.
- Jezu proszę was przestańcie się ślinić fuu!!-
Weszliśmy do domu. Zdjeliśmy buty, Tobias pobiegł na górę, a ja razem z Lucasem poszliśmy do kuchni gdzie zastaliśmy tatę czytającego gazetę.
- Cześć - przywitał nas
- Dzień dobry. - Lucas podał mu rękę
- Hej tato, a gdzie mama? -spytałam
- Usypia Lisę w jej pokoju.-
"Porozmawiaj z nim" rozkazał mi głos. Bałam się tej rozmowy, ale chciałam mieć ją już za sobą.
- Tato musimy pogadać. - spojrzałam na Lucka
- To ja pomogę Tobiasowi w lekcjach.- mrugnął do mnie i poszedł na górę.
- Siadaj - tata wskazał na krzesło. Usiadłam. - Więc o czym chcesz pogadać? - 
- O mnie - spojrzał pytająco. - O tym kim lub czym jestem. - odłożył gazetę i zdjął okulary.
- Od kogo o tym wiesz? -
- Nie ważne. - westchnęłam - Powiedz czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś wampirem a ja dhampirem? - zaśmiał się
- Kate, ty nie jesteś dhampirem. - 
- Co? -
- Kochanie, jesteś 100%-owym wampirem. To znaczy jeszcze nie, ale niedługo. Ja ci pomogę przez to przejść. Jeśli o to się martwisz. -
- Zaraz, zaraz. To nie możliwe przecież mama jest człowiekiem. - wziął mnie za rękę.
- Kate, Katrina nie jest twoją biologiczną matką. -
- To nie możliwe!- krzyknęłam
- Ma na imię Bethany. Jest tak samo piękna jak ty. Jeju nawet nie wiesz jak jesteście do siebie podobne. - coś ścisnęło mnie za gardło. Tyle rzeczy tata ukrywał przede mną. Okłamywali mnie! Przez całe życie nazywałam Katrinę moją mamą, jak mam teraz do niej mówić?
- A Tobias i Lisa? -
- Urodzili się o parę lat później od ciebie, gdy byłem już z Katriną. To ona jest ich matką. Są twoim rodzeństwem po mnie, ale po innej matce. - zbierało mi się na płacz.- Już dawno chciałem Ci o tym powiedzieć. - 
- To trzeba było. Ona żyje prawda? - szepnęłam
- Bethany? -  zamyślił się - Tak żyje. -
- Gdzie jest? -
- Kate... -
- Gdzie? -
- W Nowym Jorku. -
- Czemu się rozstaliście? -
- Proszę Cię. -
- Czemu? -
- Nie chciałem żyć już jako wampir. Chciałem być normalnym człowiekiem. W Nowym Jorku jest główny, największy klan i siedziba wampirów.Ona nie mogła porzucić swojej rodziny, a ja nikogo tam nie miałem. Więc gdy była na polowaniu to zabrałem ciebie i wyjechałem. - poczułam jednocześnie żal i wzbierającą się we mnie złość.
- Tato, czemu mi nie mówiłeś? -
- Myślałem, że gorzej na tą wiadomość zareagujesz. Bałem się. - przyznał
Zapadła cisza.
Strzepnęłam ze stołu parę okruchów.
- Mogę ci zadać parę pytań? - spytałam i spojrzałam na tatę. Miał ciemne, duże oczy, brązowe włosy, jasną karnację i muskularną budowę. W pewnym stopniu byliśmy do siebie podobni, ale nie do końca.
- Mów. -
- Skoro Katrina jest człowiekiem to znaczy, że Tobias i Lisa są dhampirami? -
- Tobias tak, Lisa nie zaraziła się wampiryzmem. W naszej rodzinie wampiryzm jest dziedziczony po rodzicach, a nie pośmiertnie. Plus tego jest taki, że nasze ciało nie jest zimne. -
- Co? - spytałam nie rozumiejąc słów taty.
- Czyli, że nie musisz umrzeć, żeby być wampirem. -
- A to fajnie .- rzuciłam sarkastycznie- Kim jesteś dla Lucasa, że możesz mu rozkazywać? - zapytałam ni z tego, ni z owego.
- Ty wiesz, że Lucas jest taki sam jak my ?-
- Tak wiem. - Luck był wampirem, był zawsze ciepły, więc musiał też odziedziczyć wampiryzm po rodzicach. Wnioskując z jego wieku, przeszedł już przemianę. Ale co miał wspólnego z moim tatą?
- Jestem najlepszym i najbardziej doświadczonym wampirem w Londynie, dlatego mianowano mnie na przywódcę Londyńskiego klanu wampirów, a Lucas do niego należy. I po prostu chce być mi posłuszny. Nic więcej.- zatkało mnie. Mój tata dowódcą wampirów? No nieźle.
- Nic więcej ?! Tato, czy nie po to wyjechałeś z Nowego Jorku, żeby być człowiekiem?-
- Tak, ale tu jest inaczej, bo..-
- Dobra, starczy, nie wnikajmy!- uciszyłam go ręką. - Wiesz, myślałam, że jesteś spoko.- wzięłam jabłko z dużej misy.- Jak widać myliłam się .- Ugryzłam owoc. - Czy Katrina w ogóle wie kim jesteśmy? -krzyknęłam,odwróciłam się i poszłam na górę
- Wie! Kate! Wracaj! Nie skończyłem!- krzyknął za mną tato. Zbyłam jego wołanie. Miałam dosyć gadania.
Nagle stanął przy mnie Luck.
- Jedziemy stąd? - objął mnie. Od razu przestałam się gniewać na tatę i wszystkich innych. Przy Lucasie zawsze tak miałam. Czułam się bezpieczna i kochana.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - pocałowałam go w policzek - Marzę o tym, żeby stąd już jechać.-
Tata widział nas jak wychodzimy.
- Do widzenia. - pożegnał się Luck.
- Pa Lucas ! Cześć Kate ! - spojrzałam na niego i nic nie powiedziałam.






Hey,
Jak Wam się podoba ?
Wiem, jakiś taki melancholijny ten rozdział.
Tak wyszło xD
Zachęcam do komentowania i obserwowania.
http://swiatdoniczego.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
SuSi PISARECZKA

Rozdział 12

05.01.2019r.

    Wstałam, zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Umyłam zęby i poczłapałam do kuchni. Do lodówki była przyklejona karteczka:
" Zjadłem na śniadanie płatki, a teraz gdy to czytasz to na pewno jadę już autobusem do szkoły. Nie musisz po mnie przyjeżdżać, jakoś wrócę.
Tobias ☺"
-To po niego pojadę- pomyślałam sobie.
Jaka, kochana siostra nie zrobi swojemu rodzeństwu na złość ?
No właśnie, żadna.
Wstawiłam wodę na kawę, włączyłam radio. Przypomniałam sobie o mojej najlepszej przyjaciółce i o tym że jeszcze jej nie przeprosiłam,więc pobiegłam do mojego pokoju, wzięłam z szafeczki mój telefon i wybrałam numer Jo :
- Hej tu Jo. Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwoń później. -
Byłam zawiedziona, że gdy zebrałam się na to, aby przeprosić moją przyjaciółkę los mi przeszkodził.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Już otwieram !- krzyknęłam. Pobiegłam do lustra rozpuściłam włosy i otworzyłam drzwi.
- Lucas, hej! Co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona.
- Myślałem, że się ucieszysz z mojej wizyty. Jeśli chcesz mogę pójść.- zrobił krok w tył. Złapałam go za rękę. Chciałam żeby został.
- Cieszę się, ale jestem zaskoczona, bo powinieneś być w szkole. -
- Ty nie idziesz, więc ja też się tam nie wybieram. - przepchnął się obok mnie i wszedł do środka. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w jego stronę. Miał na sobie czarne, opięte dżinsy, białe adidasy i szarą, cienką bluzkę z krótkim rękawem. W czasach, w których teraz żyjemy zima i jesień są praktycznie takie same jak lato, różnią się może jedynie tym iż częściej pada deszcz. O śniegu nie ma mowy. Ostatni raz śnieg padał 4 lata temu. Na taką całkowitą zmianę klimatu wpłynął człowiek. 
- Skąd wiesz, że nie idę dziś do szkoły? -spytałam
- Twój tata do mnie dzwonił i mi powiedział, że jeszcze nie wrócili z twoją mamą ze szpitala i jesteś w domu. Dlatego też postanowiłem wpaść. - wytłumaczył
- Od kiedy masz tak dobre kontakty z moim tatą? - zdziwiłam się, ponieważ nigdy tata nie dogadywał się z Lucasem.
- Od kiedy zaczęła się twoja przemiana. - przeczesał ręką włosy i spojrzał mi w oczy - Każe mi cię pilnować. - czekał na moją reakcję. Ale ja pokiwałam tylko z niedowierzaniem głową.
- Aha, czyli to już się zaczęło? - mruknęłam.
- Kate - 
- Myślałam, że sam do mnie przyjechałeś. Myślałam, że się po prostu o mnie martwisz, ale jak widzę teraz nasz związek opiera się jedynie na rozkazach mojego taty. - strasznie nie chciałam aby tak było. Widziałam, że Luck nie robi tego wszystkiego tylko dlatego że mu każe mój tata. Wiem, że on mnie kocha tak samo jak ja jego.
- Wcale, że nie. Nie mów tak. - poprosił
- A wogóle to kim jest mój tata, żeby mógł ci rozkazywać? - spytałam na poważnie. 
- Lepiej o tym to znim pogadaj. -
- Nie. -
- On nie wie, że Ty wiesz kim jesteś, prawda? Nie rozmawiałaś z nim? Katie! - 
- Nie wie. Nie gadałam z nim. Nie miałam czasu. - przyznałam się ze skruchą. - Chcesz kawę? - spytałam podając mu czarną kawę, a sobie zrobiłam z mlekiem.
- Nie kłóćmy się więcej, proszę. - dał mi buziaka w policzek. 
- Mhm - poczochrałam jego włosy.- Pojedziesz ze mną po Tobiasa? - spytałam
- O której? - 
- Dziś kończy o 14.-
- Nie. - zamurowało mnie.
- Co? - rozszerzyłam oczy.
Podszedł i objął mnie w talii.
- Tak za nic? - wzruszył ramionami.
- A za co? - uśmiechnęłam się. Jak ja go uwielbiałam. Byłam największą szczęściarą na całym świecie, że Lucas był moim chłopakiem.
- Wiesz - założył mi włosy za ucho- Im dalej chcesz jechać, tym więcej musisz zapłacić. - uśmiechnął się.
- Mogłam się nie pytać. -mruknęłam
Zaśmiał się, przyciągnął mnie bliżej do siebie i szepnął do ucha
- Mogłaś. -


                                ***


- Stój. - powiedziałam widząc małą grupkę chłopców przy supermarkecie, obok którego przejeżdżaliśmy.
- Czy to.? - zapytał, ale nie skończył. Ja też nie chciałabym żeby to był on. Luck wjechał na parking i wyłączył silnik. Wyszłam z auta i pobiegła do chłopaków. 
- Tobias?! -krzyknęłam z niedowierzaniem,widząc mojego 13-sto letniego brata z jakimś skrętem w ręku.
- Kate? Co ty ru robisz? - wyszczerzył oczy.
- A co ty tu do cholery robisz? Ja jadę z Lucasem po ciebie do szkoły a ty gówniarzu palisz jakieś zielsko z e starszymi palantami! - spojrzałam na jego towarzystwo. Dwóch blondów około 17 i trzech brunetów w moim wieku.
- Ej lala, spokojnie. - odezwał się blondyn w niebieskiej bluzie z napisem "palić zioło jest wesoło". Wesoło to mu na prawdę będzie, jak ja powiem o paleniu jego nauczycielowi.- Jak chcesz, to tobie też możemy dać. - wybełkotał
- Czy ty wogóle słyszysz co wygadujesz człowieku?! - pokręciłam z niedowierzaniem głową -  Tobias do samochodu!-wzięłam brata za łokieć.
- Nigdzie nie idę. - wywinął mi się
- Młody do auta. - warknął Luck
Tobias wyrzucił peta i usiadł z tyłu. Nikt się nie odzywał, gdy ja nagle wybuchłam placzem. 
- Ja nie wierzę, to niemożliwe!-powiedziałam łkając.- Mam już dość, czy ja nie mogę mieć jednego normalnego dnia?. - pokręciłam głową - Tobias co ci odwaliło ? Jak ja to powiem rodzicom? - brat się nie odzywał. Luck położył swoją rękę na moim udzie :
- Sam im powie.-



Hey, 
I jak? 
Długo nie było, wiem.
I przepraszam.
Pozdrawiam , 
SuSi PISARECZKA

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 11

    Rzuciłam na ziemie torbę. Weszłam do salonu. Na kanapie siedział Tobias.
- Tobi, co się stało ?- spytałam z przerażeniem brata.
- Li.. Li.. Lisa dostała drga.. drgawek, a ja sie.. siedziałem obok. - Co mu do cholery się stało ? Wyglądał jak trup, był cały biały. Podniósł ręce i zakrył w nich twarz. Miał dziwnie, lekko żółte paznokcie i palce.
- Siedź tu, będzie dobrze. - poprosiłam go.
Pobiegłam na górę do pokoju siostry. Tata siedział na podłodze i trzymał łkającą Lisę, a mama klęczała i moczyła w misce z wodą chustkę, którą przykładała do główki dziewczynki.
- Kate dzwoń po karetkę, szybko !- krzyknęła mama.
Zrobiło mi się duszno.
Było źle.
Wbiegłam do przedpokoju, wzięłam torbę i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz :
"Masz nieodebranych 11 połączeń"
Wybrałam numer 112
- Halo !- krzyknęłam do słuchawki
- Dzień dobry - odpowiedział młody, kobiecy głos
- Szybko, trzy letnia dziewczynka ma 40 stopni gorączki i drgawki . Maple Street-
- Karetka już w drodze. -rozłączyłam się
Płacz Lisy ustał.
Wbiegłam na górę.
Mama była przerażona, a tata szeptał
- Szybciej, tracimy ją. Szybciej .- myślałam, że to już koniec. Łzy poleciały mi po policzkach jak wodospad, gdy do domu nagle wbiegli ratownicy z pogotowia.
Krzątali się, biegali coś krzyczeli.
Słyszałam jak tata coś do mnie krzyczał. Zsunęłam się po ścianie na ziemie. Zobaczyłam rozmazaną sylwetkę, która szła w moją stronę, a później ciemność.



***


- Cześć Lucas  - usłyszałem w słuchawce głos taty Katie
- Dzień dobry Panie Clarke -
- Kate, Tobias, Katrina, Lisa i ja jesteśmy w szpitalu. -
- Co się stało ?- od razu pomyślałem, że coś mogło się stać Katie
- Myślę, że ktoś mógł otruć Lisę.- odchrząknął- Mam prośbę, czy mógłbyś przyjechać po Kate i Tobiasa i odwieść ich do domu? -spytał
- Jasne. - pobiegłem na przedpokój, wziąłem kurtkę.
- Lucas, dziękuję -
- Na prawdę nie ma za co.- rozłączyłem się. Wyszedłem z domu, wsiadłem do Audi R8 i wyjechałem.



***


Obudziłam się na twardym krześle w szpitalu. Zerwałam się na nogi.
- Gdzie Lisa ?- spytałam siedzącego Tobiasa
- Kate usiądź. - poprosił. Zdziwiłam się tym, że był taki spokojny.
- A rodzice ?- usiadłam tak jak poprosił
- Są z Lisą. - "są z Lisą" czyli Lisa żyje, uff.. to najważniejsze
- Wiadomo co to było? - spytałam
- Na razie nie,podobno jest w śpiączce.- to znaczy że nie było najlepiej, skoro była w śpiączce.
Strasznie ciekawiło mnie, co wywołało taki stan u Lisy. Strasznie się o nią martwiłam. Przeraziły mnie słowa taty "tracimy ją". Nie wiem co bym zrobiła, gdyby Lisa... Gdyby coś jej się stało.
- Tobias myślisz, że jest już wszystko dobrze ?- nie odpowiedział. Zachowywał się dziwnie. Jakby był na haju normalnie.
Nagle z wielkim hukiem otworzyły się drzwi.
- Katie !- Lucas podbiegł do mnie i mnie podniósł. Wtuliłam się w jego szyję.
- Wiesz co się stało?- szepnęłam
- Tak, wiem.- pocałował mnie w głowę- Wszystko będzie dobrze.- zapewnił
- Pani Kate Clarke?- usłyszałam gruby, starszy głos.
Luck postawił mnie z powrotem na ziemie, a ja odwróciłam się do doktora
- Tak, to ja.-
- Pani siostra się przebudziła, nie ma już drgawek ani gorączki. Ale chcę aby została na obserwacji do jutra.-
- A rodzice ?- spytał Tobias
- Państwo Clarke oznajmili mi, iż zostaną z córka na noc. To wszystko, przepraszam, ale muszę już iść. Dobranoc.- obrócił się i wyszedł z poczekalni.
- Ubierajcie się zawiozę was do domu.- powiedział Lucas.


***


Zatrzymaliśmy się przed domem o 20:00.
- O nie !- schowałam twarz w dłoniach.
- Co się stało? Tylko nie mów, że coś zostawiłaś.-
- Zapomniałam napisać do Kevina, że nie przyjdę na mecz. Kurde!- byłam zła na siebie. Na pewno było Kevinowi przykro, że nie zadzwoniłam ani nie napisałam, że nie mogę jechać.
- Miałaś iść na jego mecz? Serio?- spytał z niedowierzaniem.
- Czemu nie?- wzruszyłam ramionami
- Halo! Bo to palant !?- pomachał mi ręką przed oczami
- Spójrz na siebie.- prychnęłam
- Ululać was do snu czy sami zaśniecie?- uśmiechnął się
- Wal się - otworzyłam drzwi
- Uwielbiam cię, Katie - pogładził mnie po policzku. Złapałam jego rękę.
- Dziś łapy precz ode mnie, obraziłeś mojego przyjaciela. - udałam, że jestem na niego zła - Tobias wychodź, bo jak on coś jeszcze powie albo zrobi to chyba puszczę pawia !- Tobias się zaśmiał
- Pa Luck !- powiedział
- Cześć młody! -
Lucas odjechał, a my ruszyliśmy w stronę drzwi. Podałam Tobiasowi klucze
- Otwórz drzwi, idź się myć. Ja chwilę tu sobie posiedzę.- wziął je ode mnie
- Okay, ale przyjdź zaraz, bo jestem głodny.- pokazał na swój brzuch.
- Dobrze - wszedł do środka. Usiadłam na schodkach i spojrzałam w gwiazdy. Myślałam o tym jak Lisa umierała na kolanach taty, a trzy godziny później lekarz przekazał nam, że jest zdrowa jak ryba. To było trochę dziwne. Nagle poczułam coś obok swojej ręki. Spojrzałam na schodek, leżała tam mała, zwinięta,biała karteczka. Wzięłam ją i rozwinęłam :
" Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do niego, to
nie Lisie, ale komuś innemu może coś się stać.
Twoja zasrana siostrzyczka byłą tylko ostrzeżeniem.
~ss "
Byłam przerażona.
Do kogo miałam się nie zbliżać ?
Zmęczona już całym tym popapranym dniem wstałam, schowałam karteczkę do tylnej kieszeni w dżinsach i weszłam do domu.






I jak Wam się podoba ?
Czekam na komentarze.
Wesołych Świąt !
Zapraszam
http://swiatdoniczego.blogspot.com/
Pozdrawiam,
SuSi PISARECZKA
Lydia Land of Grafic