sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 20

,,Najwięcej zamieszania robimy sami, mieszając fakty z marzeniami"




    Co miałam zrobić? Pójść sama z matką i zostawić przed drzwiami chłopaków z Marcusem? W czym oni jej kurde przeszkadzali? Co to za różnica jeśli wejdę z nimi?
- Chcę iść z nimi. - mówię do matki i patrze jej w oczy. Chwilę się zastanawia po czym mówi że jeśli chcę to mogę wejść jedynie z Marcusem. Nie tego oczekiwałam ale dobra, muszę z nią pogadać.
- Dobra - puszczam dłonie Lucka i Davida, a ten przelotnie muska ustami mój policzek. Wszystko będzie dobrze, próbuję powiedzieć mu w myślach. Co odziwo mi się udaje, ponieważ Dav kiwa mi głową. Nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać z powodu, że pomału staję się wampirem. Patrzę na mojego chłopaka i puszczam mu oczko, na co on smutno się uśmiecha. Zostawiam za sobą stare życie, idę z Marcusem za matką i wkraczam w nowy, nie do końca znany mi świat.


***


Weszłyśmy do dużego, ciemnego pokoju urządzonego w starym stylu.
- A więc opowiedz mi co robisz tu sama z dwoma chłopcami? - pyta Evelyn siadając na czerwonym skórzanym fotelu. Siadam na przeciwko niej z Marcusem.
- Przyjechałam, bo chciałam z tobą porozmawiać i cie poznać-
- Aż z taką obstawą?- uśmiecha sie lekko-w sumie to dobrze, nie wiem czy sama dałabyś sobie radę w tak wielkim mieście- dodaje
- Z tego co wiem to właśnie tu sie urodziłam, prawda?-
- Tak, urodziłaś sie w Nowym Jorku. Mieszkaliśmy tu razem z twoim ojcem, wszystko sie nam układało do czasu, gdy dostałam propozycję przejęcia dowodzenia nad klanem. James nie chciał tak żyć, uważał że to bedzie za duża odpowiedzialność- spojrzała na swoje ręce- ale mnie to kręciło- skierowała swój wzrok na mnie- wiec zabrał mi ciebie i uciekł. Myślał że was nie znajdę, pewnie dalej tak myśli, ale jak cały czas was obserwowałam. Prawda, Marcusie?- popatrzyłam na chłopaka na co on spuścił swój smutny wzrok.
- Słucham? -spytałam zdezorientowana
- Śledził was, a pózniej został twoim chłopakiem żeby mieć cie bliżej. Czekałam aż zaczniesz sie zmieniać za wcześnie tak jak ja, myślałam że odziedziczyłaś to po mnie, ale na szczęście tak sie nie stało. Poprosiłam Marcusa żeby z tobą zerwał i przestał cie śledzić. Widziałam ze to cie zrani, ale chciałam dla ciebie jak najlepiej. Lecz Marcus mnie nie posłuchał i dalej kręcił sie gdzieś niedaleko ciebie- zrobiło mi się smutno i momentalnie napłynęły mi do oczu łzy
- To wszystko było ustawione? Kłamałeś, gdy mówiłeś ze mnie kochasz? Specjalnie mnie zdradziłeś zeby miec powód do rozstania?-patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Naprawdę cie koch...-
- Teraz tego nie mów, za późno- przerwałam mu. Matka przeczesała palcami swoje włosy i kontynuowała - Pózniej jak na ofiarę losu zaczęłaś spotykać sie z Lucasem, który jest wampirem czego wcale nie byłaś świadoma-
Wrzuciłam wszystkie zakupy do auta i właśnie miałam wsiadać,gdy ktoś zlapal mnie za rękę
- Chyba czegoś zapomiałaś-uśmiechnął sie do mnie chłopak podając kartę płatniczą.
- Och - uśmiechnęłam sie -dziękuje bardzo, jestem zakręcona i nie myślę- spojrzał na mnie 
- chłopak?-spytał 
-Już nie -
-Przykro mi ee.. -
- Kate-
- Miło mi, ja Lucas -podał mi rękę
Evelyn prychnęła przywracając mnie do rzeczywistości
- A ja tak chciałam cie od nas odciągnąć -uśmiechnęła sie - chyba po prostu takie życie jest ci pisane. Powiedz mi czy gdybys miała wybór to chciałabyś byc wampirem?- spytała.
-Sama nie wiem- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Poczułam wibracje w kieszeni. Przetarłam oczy i wstałam, miałam już dość. To dla mnie za dużo jak na jeden dzień. Nie jestem juz z Marcusem i nic do niego nie czuję, ale to i tak boli.
- Muszę już iść, dziękuje ze mi to powiedziałaś.-zasunęłam krzesło
- Nie chcesz jeszcze zostać?-spytała
- Muszę juz iść, możemy sie spotkać pózniej?-pokiwala głową.


***


Wyszłam przez metalowe drzwi za którymi nie zastałam chłopaków. Wyjęłam telefon i przeczytałam wiadomość.
David
Jesteśmy w hotelu.
Weszłam po schodach do klubu i usiadłam przy barze. Tak, mam teraz zamiar się upić.
- Poproszę trzy tequile -
- Nie jesteś za młoda?- spytał barman
- Może jest, ale ja jej stawiam.- obok mnie usiadł przystojny blondyn około 19. Miał duże niebieskie oczy w których pewno zakochała sie nie jedna dziewczyna. Stop! Kate ogarnij sie dałniaro!
- My się znamy?- zapytałam chłopaka
- Micach Mellors -podał mi rękę, której nie przyjęłam
-A ja nie zainteresowana-uśmiechnęłam sie sztucznie- Dziękuje -powiedziałam gdy barman podał mi kieliszki






    Witajcie kochani, przepraszam ze tak późno dodaję rozdział, miał byc juz dawno dodany, wiem i jeszcze raz przepraszam ;( Mogą być jakieś błędy bo pisany na tel <3
Dziękuje za przeczytanie i komentarze ;**
Susi PISARECZKA

czwartek, 5 listopada 2015

Rozdział 19

,, I w poszukiwaniu szczęścia można się zagubić"



    Opowiedzieliśmy Kate o całym zdarzeniu, które miało miejsce w klubie. Mówiliśmy o wszystkim, co do najmniejszego szczegółu, dlatego nie mogłem uwierzyć w to co padło z jej ust.
- Jak to wcześniej go spotkałaś? Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć? - wrzuciłem ręce w górę. - My mówimy ci o wszystkim, co się takiego stało że nam nie powiedziałaś? - spojrzałem na nią. Opuściła głowę i zaczęła płakać. Cholera nie chciałem żeby płakała i to przeze mnie. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
- Przepraszam - ukryłem twarz w jej miękkich, wspaniałych włosach.
- To ja idę do siebie. Widzimy się rano. - David poklepał mnie po plecach i wyszedł.


***


Otworzyłam pomału oczy, Luck jeszcze spał. Pocałowałam go lekko w usta i wstałam, gdy nagle on złapał mnie za rękę i pociągnął po czym wylądowałam na jego nagim torsie.
- Kłamczuch - wymamrotałam
- I kto to mówi? - uśmiechnął się, ale mi nie było do żartów, chciałam go przeprosić za wczoraj, tak samo jak Davida.
- Lucas, nie powiedziałam ci, bo po prostu nie chciałam Cię dodatkowo denerwować.-spuściłam wzrok. - Wiedziałam, że swoim zachowaniem i tak wcześniej cię wkurzyłam.
- Wybaczam, ale należy mi się coś za to kochana - podniósł lekko mój podbródek. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i pocałowałam kącik jego ust, a po chwili w drugi na co Luck zaczął się śmiać. Powoli zbliżał swoje usta do moich warg, ale ja szybko zaskoczyłam z łóżka
- Nie jestem taka łatwa - zaśmiałam się i z wielkim uśmiechem na twarzy pobiegłam do Davida
- Szkoda! - usłyszałam krzyk Lucka.
Po cichu otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciela. Oczywiście on dalej spał. Ci faceci.. Hmm.. Jaką mogłabym zafundować mu pobudkę. Aaa!!! Już mam ! Nie czekając ani chwili dłużej wzięłam rozbieg i skończyłam na Davida.
- Pobud.. - Nie skończyłam bo nagle znalazłam się na ziemi, a nade mną stał Dav. Złapał się za głowę i lekko uśmiechnął
- Ty naprawdę jesteś nienormalna - zaśmiał się - Myślałaś że cię nie usłyszę? - Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Chciałam cię przeprosić, ale najpierw miała być niespodzianka -
- Przyjmuję przeprosiny - mrugnął - Pamiętaj, że tobie często nie wychodzą niespodzianki misiu -Kiwnęłam i wyciągnęłam rękę ,aby pomógł mi wstać, a ten wziął mnie na ręce. Wszedł ze mną do salonu w którym siedział Luck i oglądał już jakiś mecz, zamiast robić śniadanie. David posadził mnie na kolanach Lucasa, a ja spojrzałam na niego i przewróciłam oczami.
- Masz tu swoją dziewczynę, która wchodzi do łóżek innych chłopaków - mrugnął i usiadł obok nas. Luck spojrzał na mnie z udawaną złością i klepnął w tyłek
- Nie ładnie tak kochanie -


***


Weszliśmy do tego samego klubu, w którym byli wczoraj chłopcy. Przeciskaliśmy się między tańczącymi ludźmi. Gdy doszliśmy do schodków prowadzących w dół, zawahałam się. Czy na pewno chcę tam iść, zobaczyć matkę i tak na prawdę zmienić swoje życie? Czy na pewno tego chcę? Z zamyśleń wyrwał mnie szept Davida :
- Nie musisz tego robić - stanął obok mnie. Mam jeszcze czas, aby zwrócić i porzucić to wszystko w niepamięć, pomyślałam. Ale... Nie, nie po to tu przyjechałam. Wszystko będzie dobrze, dodałam sobie otuchy. Kiwnęłam głową:
- Ale chcę - uśmiechnęłam się lekko do niego.
Pomału zeszliśmy po schodach i stanęliśmy przed metalowymi drzwiami, do których drogę torował nam nikt inny jak nasz kochany Marcus.
- Kate - szepnął zauważając mnie.
- Cześć - przeszłam obok niego i dotknęłam zimnych drzwi. Poczułam,że to te drzwi. Te które skrywają za sobą wielką tajemnicę. Wystarczy, aby wszedł tam jeden człowiek i wszystko ległoby w gruzach. Są dla wampirów bardzo cenne, dlatego też są pilnowane. Przyciągały mnie. Tak bardzo chciały, abym je otworzyła. A ja nie mogłam się nim oprzeć. Nagle Marcus złapał mnie za łokieć. Spojrzałam na niego.
- Nie możesz tam wejść.- mówi i patrzy mi w oczy ze strachem.
- Czemu? - pytam go, na co on patrzy w podłogę i kręci głową
- Nie mogę... Nie mogę, bo ...- nie dokańcza, gdy ktoś się odzywa :
- Puść ją - wszyscy odwracamy się w stronę osoby, która to mówi. Po drodze łapię spojrzenie Davida, nie jest zadowolony.
- Witaj Kate - zza drzwi wyłoniła się wysoka kobieta w czarnej, krótkiej, eleganckiej sukience. Miała identyczne włosy jak moje, długie i ciemnobrązowe,które idealnie pasowały do brązowozielonych oczu. Gładka i jasna cera odejmowała jej lat.
Tak stałam i patrzyłam na mamę. Jeśli już mogę ją tak nazwać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Moje usta jakby zniknęły. Nie mogłam ich otworzyć. Kobieta widząc moje zagubienie mówi :
- Mów mi Evelyn - uśmiecha się odsłaniając swoje białe zęby - lub jeśli wolisz, po prostu mamo.-
- Dobrze Evelyn - spogląda na moich towarzyszy
- Niech zgadnę, Lucas i David - wszyscy słysząc jej słowa robimy wielkie oczy
- Owszem, miło nam panią poznać - w głosie Lucka słychać zaskoczenie, ale i opanowanie.
- Kate chodź ze mną. - przywołała mnie ręką. Złapałam chłopaków za ręce i ruszyłam z nimi w jej kierunku. Momentalnie skrzywiła się :
-Bez nich - spojrzała na nich z odrazą jak na jakieś śmieci.



Hej !!
Ten rozdział jakiś taki krótki ;)
Może następny będzie dłuższy .
Liczę na Wasze komentarze i dziękuję za przeczytanie ;*
Pozdrawiam,
SuSi PISARECZKA

poniedziałek, 26 października 2015

Rozdział 18

    Tej nocy nic mi się nie śniło. Raz się przebudziłam, ale Luck skutecznie ukołysał mnie do snu za pomocą jego ciepłego, kojącego głosu. Budząc się, stwierdziłam z lekkim rozczarowaniem, że obok mnie już nikt nie leży. Wstałam, umyłam zęby i poszłam do kuchni. Lucas smażył naleśniki, a Dav szperał w lodówce
- Dzień dobry! -  przytuliłam Davida
- Hej kotek -puścił do mnie oczko i spojrzał na Lucka, który mruknął coś pod nosem.
- Cześć kochanie. - przytuliłam go od tyłu i pocałowałam w szyję
-Cześć piękna. - odpowiedział po czym nałożył ostatniego naleśniczka na talerz. Postawił go na stole, na którym stały wyciągnięte przez Davida dżemy i Nutella. Zjedliśmy śniadanie, przebrałam się po czym rozsiedliśmy się na kanapie by omówić nasz plan działania.
- Więc robimy tak.- Luck spojrzał mi w oczy. No, czyli teraz zacznie się zabawa w agenta 007- Dziś pójdziemy z Davidem pod adres który dał nam twój tata. Zbadamy sytuację, obejrzymy budynek  itd. Ty zostaniesz tu w hotelu - pokazał na mnie palcem. Wiadomo, "TY zostaniesz tu w hotelu" jakbym była jakimś dzieckiem.
- Chcę iść z wami - założyłam ręce.
- Nie Katie, jeśli wszystko będzie ok to pójdziesz z nami jutro.-
- A czemu nie dziś? - spytałam
- Bo najpierw musimy sprawdzić czy jest tam bezpiecznie - odpowiedział spokojnie David
- Tam jest największa siedziba  wampirów na całym świecie. - krzyknęłam - Przecież wiadomo że tam nie jest bezpiecznie! - machnęłam rękoma w powietrzu. Obaj spojrzeli się na mnie jak na debilkę. I w tej chwili zapragnęłam po prostu stad wstać i uciec. Uciec od tego wszystkiego jak największy tchórz na świecie.
- Wychodzę! - rzuciłam i wybiegłam z pokoju.
Gdy wyszłam na dwór uderzyło we mnie ciepłe powietrze, za ciepłe jak na zimę, którą bardzo lubiłam.
- Szlak by trafił z tą pogodą.- chciałabym teraz poczuć chłód, zimno albo znowu ten miękki, biały śnieg , ale nie, bo po co komu zima. Zaczęłam biec przed siebie. Ominęłam wszystkie wielkie budynki i wbiegłam do parku. Nie wiedziałam że tam jest, po prostu biegłam tam gdzie mi kazały nogi. Aż nagle uderzyłam w coś twardego i już myślałam że upadnę, gdy ktoś mnie złapał.
- Przepraszam. - mruknęłam i spojrzałam na osobę która dalej mnie trzymała.
- Kate? -
- Marcus? - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Szybko odsunęłam się od niego.
- Boże co ty tu do cholery robisz? - spojrzał na mnie i zauważyłam że zrobiło mu się przykro. - Przepraszam, jestem wkurzona.
- Okay, nic się nie stało. - uśmiechnął się lekko. To było nie możliwe, że ze wszystkich osób na świecie, akurat on musiał się tu znaleźć. No sorry z Londynu do Nowego Jorku nie ma 5 km.
- Powiesz mi co tu robisz? - spytałam trochę łagodniej. Podrapał się po karku:
- Przepraszam nie mogę. Lepiej wracaj do Londynu, tu nie ma co robić. Muszę lecieć. Cześć! -
- Marcus! - zawołałam, ale go już nie było. Nie mogłam uwierzyć. Złapałam się za głowę. To chyba mi się śni. Przecież to nie możliwe.
- Katie wracamy do hotelu, już. - z nikąd pojawił się przede mną Luck. No tak, wiadomo ~ wampir.
Pokiwałam głową, podeszłam do niego, mocno go objęłam i położyłam głowę na jego piersi . Spojrzał na mnie i oplutł swoimi ramionami. Chciałam mu powiedzieć o Marcusie, ale zdecydowałam że tylko niepotrzebnie znowu się zdenerwuje, już pewno sama ja go irytowałam. Wzięłam twarz chłopaka w dłonie i złożyłam na jego ustach pocałunek po czym spojrzałam mu w oczy :
- Kocham Cię i zgodzę się na wszystko co mi powiesz. Przepraszam, że zachowałam się jak kretynka. -
- Wybaczam moja kretynko. -


***


Szliśmy chodnikiem z Davidem do siedziby wampirów, gdy było ciemno. Dzięki temu byliśmy mniej widoczni. Chociaż nawet gdyby było jasno, trudno by nas było spostrzec wśród tłumu ludzi który nas otaczał. David wyprzedził mnie, więc szłem za nim. Nagle zatrzymał się przed wejściem do klubu nad którym świecił czerwony, neonowy napis "Ekstrakt" Spojrzałem pytająco na Davida, ten skinął głową :
- To tu. - powiedział
Minęliśmy ochroniarza, który nie był za bardzo zainteresowany osobami wchodzącymi do klubu i weszliśmy do środka. Powietrze było tu strasznie gęste, światła lekko przygaszone, a do tego śmierdziało potem i papierosami, co nadawało temu miejscu przygaszony i melancholijny klimat. Mężczyźni ubrani w skóry i podarte spodnie, a kobiety w skąpe, kuse sukienki. Nagle moją uwagę przykuł brunet w białej, do połowy rozpiętej koszuli i czarnych jeansach - wampir. Rozglądał się jakby sprawdzał czy nikt go nie obserwuje i szedł dość szybko na drugi koniec klubu. David mnie szturchnął :
- Czujesz? Wampir.- spostrzegł, na co przytaknąłem.
- Chodźmy - popchnąłem go w stronę nieznajomego, który właśnie schodził w dół po schodach. Powiedział coś do ochroniarza i zniknął za czarnymi, stalowymi drzwiami. Podeszliśmy trochę bliżej i przyjrzałem się ochroniarzowi którym, ku mojemu wieeelkiemu zaskoczeniu był..
- Cholera, Marcus?! - szepnął Dav.
Nagle ten odwrócił się w naszą stronę, zakląkł, pokazał na toalety i zginął w tłumie. Szybko ruszyliśmy za nim.
- Co wy tu robicie? - spytał ostro i przewiercał nas wzrokiem
- A ty? - odparł sucho David. Na co Marcus prychnął i oparł się o zlew.
- Należę do grupy którą rządzi matka Kate. -
- Kate chce się z nią spotkać. - powiedziałem na co on zrobił wielkie oczy.
- I ty jej na to pozwoliłeś? Jesteś nienormalny?! Wiesz że to niebezpieczne?!Nikt nie może przewidzieć zachowania jej matki. - zaczął krzyczeć. Kate była moja i o nią dbałem, dobrze wiedziałem że to niebezpieczne, ale dla niej było to bardzo ważne. Miałem wielką ochotę przywalić mu w ryj, tak, żeby znalazł się na drugim końcu globu.
- To jej córka, jak może się wobec niej zachować? - spytał Dav
- Nie wiem. Właśnie o to kurde chodzi -powiedział cicho i spojrzał na nas.- Nikt nie wie...
 
Helou!! 
I jak Wam się podoba? 
Bardzo dawno mnie tu nie było za co bardzo Was przepraszam :*
Postaram się teraz częściej tu wpadać ;)
SuSi PISARECZKA

P.S. zmieniłam już szablon na tel. ;)

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 17

  Skończyłam jeść jogurta, gdy zawibrował mój telefon. Podniosłam go i przeczytałam smsa.
"Jestem przed domem, którędy mam wejść? "- uśmiechnęłam się na myśl że Lucas pomyślał o wejściu przez okno, bo napewno o tym pomyślał
"Drzwiami ;*  Tata śpi " -odpisałam
Wyrzuciłam kubeczek i pobiegłam do drzwi, gdy tylko pokazał się w nich Luck złożyłam na jego ustach długi pocałunek, który mi oddał. Gdy zaczął się odchylać przyciągnęłam go z powrotem do siebie za szlufki w spodniach. W chwili gdy mnie podniósł, obiełam go nogami. Dalej całując zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Gdy już się od siebie oderwaliśmy ciężko dysząc usiadłam obok Lucka.
- Za co to było? - uśmiechnął się.
- Nie wiem, przyszło z chwilą. - udając powagę wzruszyłam ramionami i pocałowałam go w nos.
- Okropna jesteś! - wycelował we mnie palcem.
- Ale i tak mnie kochasz. Prawda? - szepnęłam mu na ucho i zaczęłam chichotać , a on nagle złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie tak, że teraz na nim leżałam. Było ciemno, ale czułam że się uśmiecha. Pomału zbliżył swoje usta do moich, gdy w pokoju zapaliło się światło. W drzwiach stanął tata.
- Boże! Tato! - krzyknęłam i zeszłam z Lucasa- noc nie zwalnia cie z obowiązku pukania! - wkurzyłam się
- A ciebie nie zwalnia z reguły numer 3!- no tak, reguła nr. 3 "nie zapraszać do domu chłopców bez wiedzy dorosłych"
- Wyczułem Lucka nawet we śnie. - spojrzał na niego.
- Przepraszam, głupio wyszł.. - zaczął Luck
- Okay, nie przepraszaj Lucas przecież znamy się nie od dziś. Pogadajcie sobie, a później kłaść się spać. - spojrzałam zdezorientowana na Lucka, czy tata właśnie pozwolił nam razem spać? W tym samym czasie, jak na ironię losu tata na mnie spojrzał i tym samym rozwiał moje oczekiwania :
- Luck śpisz na kanapie rozumiem?- spytał dalej patrząc na mnie
- Tak, wiadomo - przytaknął
- Grzeczne dzieci.-zamyślił się tato . Po czym dodał - Jednak dobrze was wychowałem. - wyszedł i zamknął drzwi. Spojrzałam zdezorientowana na Lucka.
- Też to słyszałeś? - spytałam z szeroko otwartymi oczami - On nas wychował? - prychnęłam. Lucas podszedł i mnie objął.
-  Tak też to słyszałem, ale jedno najbardziej mnie martwi. - uśmiechnął się smutno.
- Co takiego? -
- Kiedy on pozwoli nam razem spać? - uniósł lekko kącik swoich ust, odsłaniając białe zęby. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam w usta.
- Nie wiem, ale na razie to musimy obgadać inną sprawę. - zaśmiałam się
- Mhm - mruknął

***

Ustaliliśmy, że pojedzie ze mną tylko David i Luck. Niestety nie mogłam zabrać ze sobą Jo ze względu na to że musiałby również z nami polecieć Josh, a to już za dużo osób. Jeśli coś stałoby się Jo, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, ale tak samo by było z Davidem i Lucasem. Lecz oni byli doświadczonymi wampirami i z nimi będzie o wiele bezpieczniej. Szkołę postanowiłam po prostu olać. Pójdę w następnym roku, albo wrócę pod koniec marca. Zależy też jak nam pójdzie w poszukiwaniu matki. Chciałam wylecieć jeszcze dziś, więc kupiłam trzy bilety lotnicze do NY i zebrałam ważne informacje od taty na temat adresu itp.
O 17 bylam już na lotnisku z Luckiem, Davidem, tatą i Jo. Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do samolotu. Usadowiłam się między chłopakami.
- Luck, Dav a co jeśli nie uda nam się jej znaleźć? - spytałam rozpatrując najgorsze i najlepsze sytuacje.
- Wrócimy do domu -odrzekł Lucas
- I będziemy żyć długo i szczęśliwie-puścił oczko David.  Zaśmiałam się, bo w sumie co innego mielibyśmy zrobić? Rozpaczać? A może się cieszyć? Od natłoku myśli w pewnej chwili po prostu zasnęłam.
- Kotek, wstajemy. - usłyszałam szept Davida- Zaraz lądujemy. - przetarłam oczy i spojrzałam na telefon, była 19.
- Jeszcze raz nazwiesz ją kotkiem, to ci pokaże nawet lwa a nie kotka David - warknął Luck. A ja zaczęłam się śmiać. Nie mogłam opanować nagłego napadu śmiechu. To pewnie ze stresu. Im częściej zaczynałam myśleć o spotkaniu z mamą, tym bardziej się denerwowałam co było wyjaśnieniem głupawki. Pocałowałam obu chłopców w policzki.
- Katie dobrze się czujesz? - spytał Luck gładząc mnie po głowie.
- Nie - skrzywiłam się, a zaraz znowu trzęsłam się ze śmiechu.
- O kurcze. - David podniósł brwi.
Po chwili usłyszeliśmy głos stewardessy :
- Prosimy o cierpliwość, zaraz wysiadamy. -

***

Wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas pod sam hotel. Już zameldowani , zajęliśmy się szukaniem pokoju, ponieważ zarezerwowaliśmy tylko jeden pokój dla naszej trójki. Były w nim dwie sypialnie z telewizorem, salonik, kuchnia i łazienka. Nic nadzwyczajnego. Najlepsze było to że ja z Lucasem mieliśmy wspólną sypialnie, więc jego marzenia związane ze wspólnym snem niedługo się spełnią. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco.
- Wszystko okay? - spytał David gdy wyszedł z łazienki, którą teraz zajął Luck.
- Tak, tak. - odpowiedziałam zbyt szybko - Po prostu myślałam o czymś.- przyznałam się
- Jesteś głodna? Może zrobić coś do jedzenia? - zapytał stojąc przy kanapie w samych bokserkach
- Jeśli nas nie otrujesz to rób. -puściłam mu oczko. Położyłam się na kanapie, a David poszedł do kuchni. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do taty, aby powiadomić go że już jesteśmy na miejscu. Kazał nam o siebie dbać i skończyliśmy gadać. Lucas wyszedł w końcu z toalety.
- No nareszcie, ile można siedzieć w kiblu ?- podniosłam ręce w celu okazania niedowierzania.
- Tak? I mówi ta która siedzi godzinę. - dał mi buziaka i poszedł do sypialni się przebrać. Wstałam i poszłam wziąść długą i odprężającą kąpiel. Gdy wyszłam z toalety, kolacja była już gotowa. Usiadłam do stołu i zajęłam się konsumpcją. Po jedzeniu David uparł się że umyje naczynia, więc poszłam do sypialni. Ubrałam krótkie, szare szorty i białą przewiewną bluzeczkę. Weszłam pod kołdrę. Za chwilę obok położył się Luck. Odwróciłam się w jego stronę.
- Zaraz będziemy po raz pierwszy spać w jednym łóżku Lucas.-szepnęłam
- Wiem. Katie tyle na to czekałem. - pocałował mnie w usta
- A na coś jeszcze czekasz? - położyłam głowę na jego torsie
- Tak, ale to w innym czasie - cmoknął mój nos i objął mnie swoimi silnymi ramionami. Mogłabym zawsze tak zasypiać. Czułam się bezpieczna i kochana, jak zawsze dzięki Lucasowi. Nigdy na mnie nie naciskał i zawsze był opiekuńczy. Za to kochałam go najbardziej.

Cześć kochani!!
Ponieważ widzę że jest mała aktywność na moim blogu to chciałbym abyście napisali np. w komentarzach czy mam dalej prowadzić tego bloga ;(
Jeszcze się sama nad tym zastanowię, i jak coś to szukajcie informacji w notkach.
Mam nadzieje, że rozdział Wam się spodobał ;**
SuSi PISARECZKA

piątek, 10 lipca 2015

Rozdział 16

  Znowu to się stało. Znowu traciłam do nich zaufanie. Już nie mam siły. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Naprawdę czy tak trudno było Kevinowi powiedzieć mi prawdę, a może on nie wie, że wkrótce stanę się wampirem...  Lub hmm....że jest wilkołakiem. Mogłabym tak tu stać i się użalać i załamywać, ale to mi nic nie da. Zamierzam wziąść się w garść spotkać się z moją przyjaciółką, a potem wyjechać do matki. A co dalej ? Nie wiem... nie jestem jasnowidzem... chyba..
- Kevin! - zawołałam. David spojrzał na mnie, widziałam w jego oczach lęk.
- Co ty wyprawiasz? - spytał. Poklepałam go po ramieniu.
- Nic mu nie powiem. Słowo.- w tej chwili podszedł do nas Kevin, miałam nadzieję, że nic nie usłyszał.
- Tak ?- spojrzał na mnie. Pokazałam mu telefon.
- Jo zmieniła zdanie, mógłbyś mnie do niej zawieść, wiesz i tak nie przyjmuję odmowy, bo pamiętaj że jesteś moim prywatnym szoferem.- puściłam do niego oczko. Postanowiłam, iż będę przed nim grać, że nic nie wiem. Zobaczymy kiedy w końcu wyjawi mi swój sekret. Jeśli w ogóle o tym pomyśli, gdyż nie okłamujmy się, ale większość mężczyzn nie myśli. Kevin wziął mnie za rękę .
- Oczywiście, proszę tędy madame. uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę auta. Spojrzałam przez ramię na Davida. Był zaniepokojony.

***

    -Dziękuję - zmusiłam się na uśmiech, gdy podjechaliśmy pod dom Jo.
- Spoko, pamiętaj że możesz na mnie zawsze liczyć. - kiwnęłam głową i pomału wyszłam z auta. Spojrzałam Kevinowi w oczy.
- Kevin jesteś super kolegą itd. ale nie możemy się przyjaźnić. Nie powinieneś patrzeć w przeszłość która była piękna. To koniec.- zamknęłam drzwi i wbiegłam do domu przyjaciółki. Czułam się jak chamska, porąbana dziewczyna, ale tak będzie lepiej. Nie mogę trzymać z Kevinem, to wilkołak. Nie ważne, że jest w tej samej grupie w szkole co ja i powinniśmy się przyjaźnić, ale wilkołaki i wampiry od wieków za sobą nie przepadają, dlatego moje życie jest ważniejsze - muszę to sobie powtarzać.
- Kate !- Jo przytuliła mnie z całej siły. - Jak ja tęskniłam - kiedyś spotykałyśmy się codziennie. W sumie to jeszcze nie dawno.
- Ja też, ale muszę coś ci powiedzieć.- nie wiedziałam jak Jo zareaguje na wieść o wyjeździe, ale musiałam przygotować się na najgorsze. Spojrzała mi w oczy.
- Mów kochana, a ha zrobię ci herbatkę- usiadłam na kanapie.Jo wzięła do rąk czajnik, który upuściła, gdy powiedziałam :
- Wyjeżdżam jutro do Nowego Jorku. -spojrzała na mnie poważnie
- Po co? -
- Znaleźć mamę. -
- Słucham? Przecież Katrina.. -
- Nie jest moją mamą - dokończyłam. Jo usiadła obok mnie i kazała mi wszystko jej wyjaśnić,więc opowiedziałam jej ze szczegółami o mojej rozmowie z tatą. Zakryła twarz rękoma.
- To niemożliwe - pokiwała z niedowierzaniem głową.
- A jednak. - objęła mnie mocno
- Jadę z Tobą kochanie. - wiedziałam że tak będzie, Jo nigdy nie zostawiłaby mnie samej z czymś takim. To była moja prawdziwa przyjaciółka. Nigdy takiej nigdzie nie znajdę. Ale było jedno a w sumie dwa "ale" :
- A co ze szkołą i Johnem? -
- Oj tam, aby pójść do szkoły mam jeszcze wieczność, a John pojedzie z nami. - odparła bez wahania.
- Kocham Cię Jo. - pocałowałam ją w policzek.
- Przecież wiem. Mnie każdy kocha.- zaczęłyśmy się śmiać.

***

Postanowiłam również przebaczyć tacie. Kochałam go i nie mogłam cały czas się z nim kłócić. Zależało mu na mnie,bo byłam jego córką a mi na nim,bo był moim ojcem.
- Nie możesz ich wszystkich ze sobą zabrać, to będzie niebezpieczne. Ochroniarze twojej matki nie wpuszczą do niej kogoś obcego,bo ona jest przywódcą.- oznajmił tata, gdy opowiedziałam mu o swoich planach związanych z wyjazdem do Nowego Jorku.
- Oni nie są obcy. - byłam zła że tata uważał moich przyjaciół za nieznajomych ludzi, ale jeszcze bardziej denerwowała mnie myśl, że moja mama mogła uznać ich za obcych. Chyba bym tego nie zniosła.
- Ale dla nich są. Skarbie, wiem że to twoi przyjaciele, dlatego chcę żeby nic im się nie stało,bo wiem jak ci na nich zależy.- w głębi duszy, widziałam że tata również traktuje ich jako swoich przyjaciół. Znał ich już na tyle długo by im ufać.
- To polecę sama, dobrze? - spytałam, choć widziałam że on się na to nie zgodzi.
- Nie możesz lecieć tam sama! - wiedziałam..
- No to o co ci chodzi tato, sam sobie zaprzeczasz! Boże, daj mi godzinę pomyślę i wrócę do ciebie to dokończymy rozmowę.- pobiegłam do swojego pokoju. Katrina dowiedziała się o mojej wcześniejszej kłótni z tatą, więc pojechała do babci (mamy taty) z dziećmi, aby dać nam z tatą trochę czasu. Tylko nie wiem na co... Na kłótnie?
Przez dwie godziny myślałam nad odpowiednim wyjściu, lecz nic dobrego nie mogłam wymyślić. Postanowiłam iść spać, ale to też mi nie wyszło. Usiadłam i wzięłam telefon do ręki. Chyba wpadłam na najlepszy pomysł tej, w sumie już nocy.

***

- Zaraz będę - zadecydowałem, gdy Katie zadzwoniła do mnie prosząc o radę w podjęciu decyzji. Nie ważne że była druga nad ranem i mnie obudziła, dla niej zrobiłbym wszystko. Szybko wstałem, ubrałem czarne dżinsy i szary t-shirt. Narzuciłem na siebie czarną, zapinaną bluze z kapturem i nałożyłem adidasy. Sprawdziłem czy mama i siostra śpią , na moje szczęście obie cichutko chrapały w swoich łóżkach. O tatę nie musiałem się martwić, gdyż nie wrócił jeszcze z delegacji. Był architektem i praktycznie w domu nigdy go nie było. Postanowiłem wyjść normalnie drzwiami. Wątpię żeby mama robiła mi awanturę, dlatego że chcę pomóc Katie. Sama bardzo ją lubiła i akceptowała nasz związek. Wsiadłem do audi R8 i ruszyłem z podjazdu.


      Hej! I jak? Wiem,, ten rozdział miał być już dawno, ale nie wyszło. Już bardzo dawno zaczęłam go pisać, ale wyjeżdżałam dużo na wakacje itd. Nawet teraz skończyłam ten rozdział leżąc nad morzem xD
Dziękuję za przeczytanie,pamiętaj zostaw po sobie ślad :*
Pozdrawiam. Życzę udanych i gorących wakacji :D
SuSi PISARECZKA

czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 15

   Wybiegłam za Lucasem. Nie wiem co mu odbiło. Stał oparty rękoma o swój samochód i miał spuszczoną głowę. Pomału do niego podeszłam.
- Luck, przepraszam jeśli cię to wkurzyło i jesteś zły, ale co ty byś zrobił na moim miejscu. Zrozum mnie, ja... - nie skończyłam, gdy on nagle znalazł się obok i mnie objął.
- Nie jestem zły, Katie. Ja ... ja się boję o ciebie, boję się że będziesz chciała tam zostać i mnie opuścisz. Rozumiem Cię. - zaczął... płakać? Wytarłam jego policzek ręką.
- Z tego co wiem to wampiry i chłopacy nie płaczą - uśmiechnęłam się i zobaczyłam jego krzywy uśmieszek. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że łzy Lucka to oznaka jego słabości, ale nie ja. Ja uważam, że jest to oznaka miłości i oddania,ponieważ są to łzy nie jakiegoś tam chłopaka, czy tam wampira, tylko tego którego kocham. Przytuliłam go mocniej, bo uświadomiłam sobie w tej chwili, że wcale nie chcę go opuszczać. Potrzebuję go i to bardzo.
- Nie zostawię Cię. Jak mogłabym uciec od kogoś kogo kocham?- Luck skrzywił się. Jeju czemu jestem taka głupia. Przecież chciałam zostawić i uciec od mojego taty. Kurcze, nie dobrze.
- Wiem, nie tłumacz się. Wiem, że to nie tak miało znaczyć. Znam Cię Katie.- myślałam że padnę. On wiedział o mnie wszystko. Wzięłam delikatnie jego twarz w dłonie i pocałowałam w usta. W jego usta, które zawsze były i będą moje.
- Muszę jechać do parku, umówiłam się z Jo. - powiedziałam po pewnym czasie.
-Zawieźć cie? - spytał życzliwie.
- Nie, dziękuję. Zadzwonię po Kevina muszę z nim pogadać. -
- No, okay. Rozumiem - dał mi całusa w policzek.
                               ***
- Cieszę się że po mnie zadzwoniłaś. - spojrzał na mnie Kev. - W sumie, to tak działa mój urok. Dziewczyny nawet jak nie chcą to dzwonią. - dał mi kuksańca. Uśmiechnęłam się.
- Przestań bo zaraz wyskoczę z tego cudeńka, a wcale nie chcę. - pogładziłam mięciutką skórę,z której były siedzenia- chociaż nie, mam lepsze. - pokazałam mu język.
- Dobra, sory. Siedź tu i nigdzie mi nie wyskakuj, bo jeszcze mnie oskarżą o zabójstwo i co z tego będzie? Stracę tylko swoją dobrą reputację. - ohh... Kevin, Kevin i jeszcze raz Kevin.
###
Szliśmy w stronę fontann, gdy nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Zaczęłam po mału się obracać.
- Czy ktoś zamawiał kawusie? - David uśmiechnął się trzymając dwa kubeczki z kawą.
- Ja na pewno nie. - skwitował Kevin. Zobaczyłam że David się skrzywił.
- Kate, chodź na słówko. - pokazał mi skinieniem drzewo i podał napój.
Stanęliśmy w cieniu pod wielkim bukiem.
- Co ty z nim kombinujesz? - spytał ostrym tonem.
- Hey, David też się cieszę że Cię widzę.- odpowiedziałam z uśmiechem i zarzuciłam mu ręce na szyję i dałam całuska w policzek. Uśmiechnął się.
- Tak, jesteś słodka, ale powiedz mi co on tu robi? -
- Przywiózł mnie, co w tym złego? -
- Byłaś z nim sama w aucie? - nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi. Zachowywał się jakoś dziwnie. Jak nie on. Dobra, zawsze był opiekuńczy itd, no ale bez przesady. Chyba Kevin by mnie nie wywiózł do lasu, nie?
- Kurde David o co chodzi?- Już nie mogłam wytrzymać.
- On... - spuścił wzrok - On jest wilkołakiem. - zdjęłam ręce z jego ramion i zakryłam nimi usta. Zawibrował mój telefon. Sms.

Zmieniałam zdanie spotkajmy się u mnie za 15min.
Kocham,
Jo.

Boże! O co w tym wszystkim chodzi ?

I jak wam się podoba? Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale rozdział pisany na telefonie.
Dziękuję za przeczytanie.
Wszystkie komentarze mile widziane.
Buziaki ;*
SuSi PISARECZKA

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 14

    Byłam u Lucasa w domu. Jego pokój był bardzo przestrzenny i miał ściany pomalowane na szaro. Na czarnej półce z książkami stało mnóstwo naszych,wspólnych zdjęć. Uwielbiałam tu być. Siedziałam na czarnym, wodnym łóżku Lucka, piłam kakao i jadłam bułkę z dżemem.
- Chcesz coś jeszcze? - spytał Lucas z uśmiechem.
- Nie rozumiem co w tym takiego śmiesznego. - prychnęłam. To już nie można być głodnym. Ach te wampiry...
- Nie ma w tym nic śmiesznego. - pocałował mnie w czoło opierając się z całej siły rękoma o moje kolana. Prawie upuściłam kubek.
- Przestań grubasie, bo wyleję !- cofnął się wyjął mi z rąk kubek i talerzyk i postawił na biurku. Miałam ochotę pacnąć go w czoło.
- Ej no Luck, ja jem. - położył się obok mnie.Wziął moją rękę i zaczął kreślić na niej niewidzialne kształty. Za nic nie rozumiałam jego zachowania. Pewnie znowu sobie ze mnie żartował. Widząc moje pytające spojrzenie powiedział :
- Chcę z tobą porozmawiać. - spojrzał na sufit.
- O co chodzi? - przysunęłam się do niego i przytuliłam. Nie czułam bicia serca i choć powinno mi się to zdawać normalne, to było dziwne. Niedługo i moje się zatrzyma, ale nie myślałam o tym za wiele. Co ma być to będzie,więc postanowiłam żyć chwilą.
- My nie mamy wyboru, to jest nie fair.- powiedział z niezadowoleniem. Wiedziałam, że chodziło mu o dziedziczenie wampiryzmu. On nie chciał być wampirem, ale już się do tego przyzwyczaił.
- Nie wiem co powiedzieć. W sumie to sama do końca nie wiem, czy chcę być taka jak wy. - zdałam sobie sprawę, że mogło go to urazić. Poczułam się głupio. - Przepraszam, nie o to mi chodziło - Luck położył delikatnie swoją rękę na moim policzku, odwrócił mi twarz w jego stronę i pocałował.
- Przecież wiem, nie jestem głupi. - pogłaskał mnie po podbródku. Zaśmiałam się.
- A co to miało być? Czyżbyś wątpiła w moją inteligencję? - właśnie miał mnie pocałować, kiedy zadzwonił mój telefon. Podniosłam szybko głowę i uderzyliśmy się w czoła.
- Ałłć. - Luck złapał się za głowę. - Idę po lód. - kochany mój, lepiej żeby pobiegł szybko zanim wyrośnie mi guz. Dzwonek ustał. Wzięłam telefon.
Nieodebrane połączenie od Jo.
Jo! Odezwała się. Szybko wybrałam jej numer.
- Halo! Kate? - odebrała po 2 sygnale
- Cześć Jo, posłuchaj mnie. Nawet nie wiesz jak mi przykro z tego powodu jak się zachowałam. Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - 
- Rozumiem, też tak zareagowałam, gdy się dowiedziałam kim jestem. - czyli to prawda moja przyjaciółka również była wampirem.  - Przyjmuję przeprosiny. - kamień spadł mi z serca. - Musimy się spotkać. Może jutro w parku? - zaproponowała
- A może dziś? Nie mam za dużo czasu. - od zawsze lubiłam wychodzić gdzieś z Jo. Jak byłyśmy małe to robiłyśmy sobie z ludzi żarty, wolałyśmy ich, rzucałyśmy kwiatkami itd. Robiłyśmy wszytko, co tylko przyszło nam do tych głupich siedmioletnich główek.
- Dobrze?- usłyszałam w jej głosie wątpliwość, coś w stylu "okej,nie wiem o co chodzi, ale i tak to z ciebie wyciągnę"- A i nie zapomnij o swoich dwóch lalusiach.- cisza -Chodzi mi o Davida i Kevina. Kazali mi cię pozdrowić. Więc pewnie chcą żebyś się do nich odezwała. - czyli jednak się na mnie nie gniewają.
- Kochana, muszę kończyć. Do zobaczenia! Kocham Cię- rzuciłam, gdy do pokoju wszedł Lucas. Usiadł obok  i podał mi woreczek lodu.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. Po pewnym czasie odezwał się Luck :
- Zdradzasz mnie? - spytał. Uniosłam brwi i zaśmiałam się:
- Nie! - cisnęłam w niego lodem.


***


Katie siedziała z moją mamą przy stole i rozmawiały zawzięcie o ich ulubionym filmie gdzie grał oczywiście Brad Pitt, a ja robiłem sobie kawę.
- Misiu co zamierzasz teraz robić, wiesz jak dowiedziałaś się kim jesteś? Jak coś ja zawsze służę pomocą! - rozgadała się mama. Nabierałem na łyżeczkę cukru kiedy Katie odpowiedziała :
- Wyjeżdżam do Nowego Jorku szukać mamy.- rozsypałem małe kryształki po całym blacie. Nie, to nie możliwe,chyba się przesłyszałem.
- Och .- jęknęła mama kiedy to zobaczyła. Zostawiłem tą cholerną kawę i podszedłem do nich. Oparłem się o stół.
- Jadę z tobą.- zadecydowałem
- Luck..- zaczęła
- Nie próbuj się ze mną kłócić!- powiedziałem stanowczo. A gdy tylko poczułem,że Kate nie ma zamiaru ustąpić, wyszedłem na dwór.


***


Może nie powinnam tego mówić przy Lucku. Nie chciałam go w to mieszać. Ma swoje życie,a ja nie chcę czuć się jak małe dziecko, które wiecznie potrzebuje opieki. Umiem sama wsiąść w samolot i znaleźć matkę. Chociaż może jego obecność dodałaby mi otuchy?
- Dziękuję Pani Doolb, ale muszę już iść. - pokazałam na drzwi.
- Jasne, powodzenia i do zobaczenia kochanie. - przytuliła mnie.








I jak ?
Kurde, wiem że krótkie, ale jakoś po tej przerwie
mam tyle myśli, że nie wiem o czym najpierw napisać,
więc na razie będzie wszystko takie dziwne.
Mam nadzieję, że później
się ułoży ;D
www.swiatdoniczego.blogspot.com
Pozdrawiam,
SuSi PISARECZKA

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział 13


    Wyszliśmy z auta.
- Lucas przyjdziesz do nas? - spytałam
- Jasne, czemu nie. - wysiadł i zamknął samochód. Szliśmy w stronę domu, gdy Tobias nagle mnie przytulił.
- Proszę, nie mówmy im tego, a obiecuję, że nigdy więcej nie zrobię niczego podobnego. - powiedział ochrypłym głosem.
- Tobias, nie powinniśmy nic ukrywać przed rodzicami. - Lucas spojrzał na mnie spod zmarszczonych brwi. Dostałam wyrzutów sumienia. Zataiłam sama przecież przed ojcem, że wiem kim jestem.
- Proszę. - Tobias spojrzał mi w oczy. Odwróciłam wzrok.
- Dobrze. Ale robię to tylko dlatego że Cię kocham. - pogłaskałam brata po włosach.
- Ja ciebie też. - mruknął Luck
- Haha to nie było do ciebie skarbie, ale ciebie też kocham. - puściłam Tobiego, podeszłam do Lucasa i pocałowałam go lekko, a on oddał mi równie wspaniały pocałunek.
- Jezu proszę was przestańcie się ślinić fuu!!-
Weszliśmy do domu. Zdjeliśmy buty, Tobias pobiegł na górę, a ja razem z Lucasem poszliśmy do kuchni gdzie zastaliśmy tatę czytającego gazetę.
- Cześć - przywitał nas
- Dzień dobry. - Lucas podał mu rękę
- Hej tato, a gdzie mama? -spytałam
- Usypia Lisę w jej pokoju.-
"Porozmawiaj z nim" rozkazał mi głos. Bałam się tej rozmowy, ale chciałam mieć ją już za sobą.
- Tato musimy pogadać. - spojrzałam na Lucka
- To ja pomogę Tobiasowi w lekcjach.- mrugnął do mnie i poszedł na górę.
- Siadaj - tata wskazał na krzesło. Usiadłam. - Więc o czym chcesz pogadać? - 
- O mnie - spojrzał pytająco. - O tym kim lub czym jestem. - odłożył gazetę i zdjął okulary.
- Od kogo o tym wiesz? -
- Nie ważne. - westchnęłam - Powiedz czemu mi nie powiedziałeś, że jesteś wampirem a ja dhampirem? - zaśmiał się
- Kate, ty nie jesteś dhampirem. - 
- Co? -
- Kochanie, jesteś 100%-owym wampirem. To znaczy jeszcze nie, ale niedługo. Ja ci pomogę przez to przejść. Jeśli o to się martwisz. -
- Zaraz, zaraz. To nie możliwe przecież mama jest człowiekiem. - wziął mnie za rękę.
- Kate, Katrina nie jest twoją biologiczną matką. -
- To nie możliwe!- krzyknęłam
- Ma na imię Bethany. Jest tak samo piękna jak ty. Jeju nawet nie wiesz jak jesteście do siebie podobne. - coś ścisnęło mnie za gardło. Tyle rzeczy tata ukrywał przede mną. Okłamywali mnie! Przez całe życie nazywałam Katrinę moją mamą, jak mam teraz do niej mówić?
- A Tobias i Lisa? -
- Urodzili się o parę lat później od ciebie, gdy byłem już z Katriną. To ona jest ich matką. Są twoim rodzeństwem po mnie, ale po innej matce. - zbierało mi się na płacz.- Już dawno chciałem Ci o tym powiedzieć. - 
- To trzeba było. Ona żyje prawda? - szepnęłam
- Bethany? -  zamyślił się - Tak żyje. -
- Gdzie jest? -
- Kate... -
- Gdzie? -
- W Nowym Jorku. -
- Czemu się rozstaliście? -
- Proszę Cię. -
- Czemu? -
- Nie chciałem żyć już jako wampir. Chciałem być normalnym człowiekiem. W Nowym Jorku jest główny, największy klan i siedziba wampirów.Ona nie mogła porzucić swojej rodziny, a ja nikogo tam nie miałem. Więc gdy była na polowaniu to zabrałem ciebie i wyjechałem. - poczułam jednocześnie żal i wzbierającą się we mnie złość.
- Tato, czemu mi nie mówiłeś? -
- Myślałem, że gorzej na tą wiadomość zareagujesz. Bałem się. - przyznał
Zapadła cisza.
Strzepnęłam ze stołu parę okruchów.
- Mogę ci zadać parę pytań? - spytałam i spojrzałam na tatę. Miał ciemne, duże oczy, brązowe włosy, jasną karnację i muskularną budowę. W pewnym stopniu byliśmy do siebie podobni, ale nie do końca.
- Mów. -
- Skoro Katrina jest człowiekiem to znaczy, że Tobias i Lisa są dhampirami? -
- Tobias tak, Lisa nie zaraziła się wampiryzmem. W naszej rodzinie wampiryzm jest dziedziczony po rodzicach, a nie pośmiertnie. Plus tego jest taki, że nasze ciało nie jest zimne. -
- Co? - spytałam nie rozumiejąc słów taty.
- Czyli, że nie musisz umrzeć, żeby być wampirem. -
- A to fajnie .- rzuciłam sarkastycznie- Kim jesteś dla Lucasa, że możesz mu rozkazywać? - zapytałam ni z tego, ni z owego.
- Ty wiesz, że Lucas jest taki sam jak my ?-
- Tak wiem. - Luck był wampirem, był zawsze ciepły, więc musiał też odziedziczyć wampiryzm po rodzicach. Wnioskując z jego wieku, przeszedł już przemianę. Ale co miał wspólnego z moim tatą?
- Jestem najlepszym i najbardziej doświadczonym wampirem w Londynie, dlatego mianowano mnie na przywódcę Londyńskiego klanu wampirów, a Lucas do niego należy. I po prostu chce być mi posłuszny. Nic więcej.- zatkało mnie. Mój tata dowódcą wampirów? No nieźle.
- Nic więcej ?! Tato, czy nie po to wyjechałeś z Nowego Jorku, żeby być człowiekiem?-
- Tak, ale tu jest inaczej, bo..-
- Dobra, starczy, nie wnikajmy!- uciszyłam go ręką. - Wiesz, myślałam, że jesteś spoko.- wzięłam jabłko z dużej misy.- Jak widać myliłam się .- Ugryzłam owoc. - Czy Katrina w ogóle wie kim jesteśmy? -krzyknęłam,odwróciłam się i poszłam na górę
- Wie! Kate! Wracaj! Nie skończyłem!- krzyknął za mną tato. Zbyłam jego wołanie. Miałam dosyć gadania.
Nagle stanął przy mnie Luck.
- Jedziemy stąd? - objął mnie. Od razu przestałam się gniewać na tatę i wszystkich innych. Przy Lucasie zawsze tak miałam. Czułam się bezpieczna i kochana.
- Jak ty mnie dobrze znasz. - pocałowałam go w policzek - Marzę o tym, żeby stąd już jechać.-
Tata widział nas jak wychodzimy.
- Do widzenia. - pożegnał się Luck.
- Pa Lucas ! Cześć Kate ! - spojrzałam na niego i nic nie powiedziałam.






Hey,
Jak Wam się podoba ?
Wiem, jakiś taki melancholijny ten rozdział.
Tak wyszło xD
Zachęcam do komentowania i obserwowania.
http://swiatdoniczego.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
SuSi PISARECZKA

Rozdział 12

05.01.2019r.

    Wstałam, zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. Umyłam zęby i poczłapałam do kuchni. Do lodówki była przyklejona karteczka:
" Zjadłem na śniadanie płatki, a teraz gdy to czytasz to na pewno jadę już autobusem do szkoły. Nie musisz po mnie przyjeżdżać, jakoś wrócę.
Tobias ☺"
-To po niego pojadę- pomyślałam sobie.
Jaka, kochana siostra nie zrobi swojemu rodzeństwu na złość ?
No właśnie, żadna.
Wstawiłam wodę na kawę, włączyłam radio. Przypomniałam sobie o mojej najlepszej przyjaciółce i o tym że jeszcze jej nie przeprosiłam,więc pobiegłam do mojego pokoju, wzięłam z szafeczki mój telefon i wybrałam numer Jo :
- Hej tu Jo. Nie mogę teraz rozmawiać, zadzwoń później. -
Byłam zawiedziona, że gdy zebrałam się na to, aby przeprosić moją przyjaciółkę los mi przeszkodził.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
- Już otwieram !- krzyknęłam. Pobiegłam do lustra rozpuściłam włosy i otworzyłam drzwi.
- Lucas, hej! Co ty tu robisz? - spytałam zaskoczona.
- Myślałem, że się ucieszysz z mojej wizyty. Jeśli chcesz mogę pójść.- zrobił krok w tył. Złapałam go za rękę. Chciałam żeby został.
- Cieszę się, ale jestem zaskoczona, bo powinieneś być w szkole. -
- Ty nie idziesz, więc ja też się tam nie wybieram. - przepchnął się obok mnie i wszedł do środka. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w jego stronę. Miał na sobie czarne, opięte dżinsy, białe adidasy i szarą, cienką bluzkę z krótkim rękawem. W czasach, w których teraz żyjemy zima i jesień są praktycznie takie same jak lato, różnią się może jedynie tym iż częściej pada deszcz. O śniegu nie ma mowy. Ostatni raz śnieg padał 4 lata temu. Na taką całkowitą zmianę klimatu wpłynął człowiek. 
- Skąd wiesz, że nie idę dziś do szkoły? -spytałam
- Twój tata do mnie dzwonił i mi powiedział, że jeszcze nie wrócili z twoją mamą ze szpitala i jesteś w domu. Dlatego też postanowiłem wpaść. - wytłumaczył
- Od kiedy masz tak dobre kontakty z moim tatą? - zdziwiłam się, ponieważ nigdy tata nie dogadywał się z Lucasem.
- Od kiedy zaczęła się twoja przemiana. - przeczesał ręką włosy i spojrzał mi w oczy - Każe mi cię pilnować. - czekał na moją reakcję. Ale ja pokiwałam tylko z niedowierzaniem głową.
- Aha, czyli to już się zaczęło? - mruknęłam.
- Kate - 
- Myślałam, że sam do mnie przyjechałeś. Myślałam, że się po prostu o mnie martwisz, ale jak widzę teraz nasz związek opiera się jedynie na rozkazach mojego taty. - strasznie nie chciałam aby tak było. Widziałam, że Luck nie robi tego wszystkiego tylko dlatego że mu każe mój tata. Wiem, że on mnie kocha tak samo jak ja jego.
- Wcale, że nie. Nie mów tak. - poprosił
- A wogóle to kim jest mój tata, żeby mógł ci rozkazywać? - spytałam na poważnie. 
- Lepiej o tym to znim pogadaj. -
- Nie. -
- On nie wie, że Ty wiesz kim jesteś, prawda? Nie rozmawiałaś z nim? Katie! - 
- Nie wie. Nie gadałam z nim. Nie miałam czasu. - przyznałam się ze skruchą. - Chcesz kawę? - spytałam podając mu czarną kawę, a sobie zrobiłam z mlekiem.
- Nie kłóćmy się więcej, proszę. - dał mi buziaka w policzek. 
- Mhm - poczochrałam jego włosy.- Pojedziesz ze mną po Tobiasa? - spytałam
- O której? - 
- Dziś kończy o 14.-
- Nie. - zamurowało mnie.
- Co? - rozszerzyłam oczy.
Podszedł i objął mnie w talii.
- Tak za nic? - wzruszył ramionami.
- A za co? - uśmiechnęłam się. Jak ja go uwielbiałam. Byłam największą szczęściarą na całym świecie, że Lucas był moim chłopakiem.
- Wiesz - założył mi włosy za ucho- Im dalej chcesz jechać, tym więcej musisz zapłacić. - uśmiechnął się.
- Mogłam się nie pytać. -mruknęłam
Zaśmiał się, przyciągnął mnie bliżej do siebie i szepnął do ucha
- Mogłaś. -


                                ***


- Stój. - powiedziałam widząc małą grupkę chłopców przy supermarkecie, obok którego przejeżdżaliśmy.
- Czy to.? - zapytał, ale nie skończył. Ja też nie chciałabym żeby to był on. Luck wjechał na parking i wyłączył silnik. Wyszłam z auta i pobiegła do chłopaków. 
- Tobias?! -krzyknęłam z niedowierzaniem,widząc mojego 13-sto letniego brata z jakimś skrętem w ręku.
- Kate? Co ty ru robisz? - wyszczerzył oczy.
- A co ty tu do cholery robisz? Ja jadę z Lucasem po ciebie do szkoły a ty gówniarzu palisz jakieś zielsko z e starszymi palantami! - spojrzałam na jego towarzystwo. Dwóch blondów około 17 i trzech brunetów w moim wieku.
- Ej lala, spokojnie. - odezwał się blondyn w niebieskiej bluzie z napisem "palić zioło jest wesoło". Wesoło to mu na prawdę będzie, jak ja powiem o paleniu jego nauczycielowi.- Jak chcesz, to tobie też możemy dać. - wybełkotał
- Czy ty wogóle słyszysz co wygadujesz człowieku?! - pokręciłam z niedowierzaniem głową -  Tobias do samochodu!-wzięłam brata za łokieć.
- Nigdzie nie idę. - wywinął mi się
- Młody do auta. - warknął Luck
Tobias wyrzucił peta i usiadł z tyłu. Nikt się nie odzywał, gdy ja nagle wybuchłam placzem. 
- Ja nie wierzę, to niemożliwe!-powiedziałam łkając.- Mam już dość, czy ja nie mogę mieć jednego normalnego dnia?. - pokręciłam głową - Tobias co ci odwaliło ? Jak ja to powiem rodzicom? - brat się nie odzywał. Luck położył swoją rękę na moim udzie :
- Sam im powie.-



Hey, 
I jak? 
Długo nie było, wiem.
I przepraszam.
Pozdrawiam , 
SuSi PISARECZKA

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 11

    Rzuciłam na ziemie torbę. Weszłam do salonu. Na kanapie siedział Tobias.
- Tobi, co się stało ?- spytałam z przerażeniem brata.
- Li.. Li.. Lisa dostała drga.. drgawek, a ja sie.. siedziałem obok. - Co mu do cholery się stało ? Wyglądał jak trup, był cały biały. Podniósł ręce i zakrył w nich twarz. Miał dziwnie, lekko żółte paznokcie i palce.
- Siedź tu, będzie dobrze. - poprosiłam go.
Pobiegłam na górę do pokoju siostry. Tata siedział na podłodze i trzymał łkającą Lisę, a mama klęczała i moczyła w misce z wodą chustkę, którą przykładała do główki dziewczynki.
- Kate dzwoń po karetkę, szybko !- krzyknęła mama.
Zrobiło mi się duszno.
Było źle.
Wbiegłam do przedpokoju, wzięłam torbę i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz :
"Masz nieodebranych 11 połączeń"
Wybrałam numer 112
- Halo !- krzyknęłam do słuchawki
- Dzień dobry - odpowiedział młody, kobiecy głos
- Szybko, trzy letnia dziewczynka ma 40 stopni gorączki i drgawki . Maple Street-
- Karetka już w drodze. -rozłączyłam się
Płacz Lisy ustał.
Wbiegłam na górę.
Mama była przerażona, a tata szeptał
- Szybciej, tracimy ją. Szybciej .- myślałam, że to już koniec. Łzy poleciały mi po policzkach jak wodospad, gdy do domu nagle wbiegli ratownicy z pogotowia.
Krzątali się, biegali coś krzyczeli.
Słyszałam jak tata coś do mnie krzyczał. Zsunęłam się po ścianie na ziemie. Zobaczyłam rozmazaną sylwetkę, która szła w moją stronę, a później ciemność.



***


- Cześć Lucas  - usłyszałem w słuchawce głos taty Katie
- Dzień dobry Panie Clarke -
- Kate, Tobias, Katrina, Lisa i ja jesteśmy w szpitalu. -
- Co się stało ?- od razu pomyślałem, że coś mogło się stać Katie
- Myślę, że ktoś mógł otruć Lisę.- odchrząknął- Mam prośbę, czy mógłbyś przyjechać po Kate i Tobiasa i odwieść ich do domu? -spytał
- Jasne. - pobiegłem na przedpokój, wziąłem kurtkę.
- Lucas, dziękuję -
- Na prawdę nie ma za co.- rozłączyłem się. Wyszedłem z domu, wsiadłem do Audi R8 i wyjechałem.



***


Obudziłam się na twardym krześle w szpitalu. Zerwałam się na nogi.
- Gdzie Lisa ?- spytałam siedzącego Tobiasa
- Kate usiądź. - poprosił. Zdziwiłam się tym, że był taki spokojny.
- A rodzice ?- usiadłam tak jak poprosił
- Są z Lisą. - "są z Lisą" czyli Lisa żyje, uff.. to najważniejsze
- Wiadomo co to było? - spytałam
- Na razie nie,podobno jest w śpiączce.- to znaczy że nie było najlepiej, skoro była w śpiączce.
Strasznie ciekawiło mnie, co wywołało taki stan u Lisy. Strasznie się o nią martwiłam. Przeraziły mnie słowa taty "tracimy ją". Nie wiem co bym zrobiła, gdyby Lisa... Gdyby coś jej się stało.
- Tobias myślisz, że jest już wszystko dobrze ?- nie odpowiedział. Zachowywał się dziwnie. Jakby był na haju normalnie.
Nagle z wielkim hukiem otworzyły się drzwi.
- Katie !- Lucas podbiegł do mnie i mnie podniósł. Wtuliłam się w jego szyję.
- Wiesz co się stało?- szepnęłam
- Tak, wiem.- pocałował mnie w głowę- Wszystko będzie dobrze.- zapewnił
- Pani Kate Clarke?- usłyszałam gruby, starszy głos.
Luck postawił mnie z powrotem na ziemie, a ja odwróciłam się do doktora
- Tak, to ja.-
- Pani siostra się przebudziła, nie ma już drgawek ani gorączki. Ale chcę aby została na obserwacji do jutra.-
- A rodzice ?- spytał Tobias
- Państwo Clarke oznajmili mi, iż zostaną z córka na noc. To wszystko, przepraszam, ale muszę już iść. Dobranoc.- obrócił się i wyszedł z poczekalni.
- Ubierajcie się zawiozę was do domu.- powiedział Lucas.


***


Zatrzymaliśmy się przed domem o 20:00.
- O nie !- schowałam twarz w dłoniach.
- Co się stało? Tylko nie mów, że coś zostawiłaś.-
- Zapomniałam napisać do Kevina, że nie przyjdę na mecz. Kurde!- byłam zła na siebie. Na pewno było Kevinowi przykro, że nie zadzwoniłam ani nie napisałam, że nie mogę jechać.
- Miałaś iść na jego mecz? Serio?- spytał z niedowierzaniem.
- Czemu nie?- wzruszyłam ramionami
- Halo! Bo to palant !?- pomachał mi ręką przed oczami
- Spójrz na siebie.- prychnęłam
- Ululać was do snu czy sami zaśniecie?- uśmiechnął się
- Wal się - otworzyłam drzwi
- Uwielbiam cię, Katie - pogładził mnie po policzku. Złapałam jego rękę.
- Dziś łapy precz ode mnie, obraziłeś mojego przyjaciela. - udałam, że jestem na niego zła - Tobias wychodź, bo jak on coś jeszcze powie albo zrobi to chyba puszczę pawia !- Tobias się zaśmiał
- Pa Luck !- powiedział
- Cześć młody! -
Lucas odjechał, a my ruszyliśmy w stronę drzwi. Podałam Tobiasowi klucze
- Otwórz drzwi, idź się myć. Ja chwilę tu sobie posiedzę.- wziął je ode mnie
- Okay, ale przyjdź zaraz, bo jestem głodny.- pokazał na swój brzuch.
- Dobrze - wszedł do środka. Usiadłam na schodkach i spojrzałam w gwiazdy. Myślałam o tym jak Lisa umierała na kolanach taty, a trzy godziny później lekarz przekazał nam, że jest zdrowa jak ryba. To było trochę dziwne. Nagle poczułam coś obok swojej ręki. Spojrzałam na schodek, leżała tam mała, zwinięta,biała karteczka. Wzięłam ją i rozwinęłam :
" Jeśli jeszcze raz zbliżysz się do niego, to
nie Lisie, ale komuś innemu może coś się stać.
Twoja zasrana siostrzyczka byłą tylko ostrzeżeniem.
~ss "
Byłam przerażona.
Do kogo miałam się nie zbliżać ?
Zmęczona już całym tym popapranym dniem wstałam, schowałam karteczkę do tylnej kieszeni w dżinsach i weszłam do domu.






I jak Wam się podoba ?
Czekam na komentarze.
Wesołych Świąt !
Zapraszam
http://swiatdoniczego.blogspot.com/
Pozdrawiam,
SuSi PISARECZKA

piątek, 27 marca 2015

Rozdział 10

   Wzięłam szybko torbę i zaczęłam pomału iść w stronę drzwi, aby wyglądało to jak najbardziej normalnie.
- Kate! - krzyknął Luck, a ja zesztywniałam.
O Boże! Wiedziałam, że nie mogłam od niego wiecznie uciekać, ale nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z nim. Okłamał mnie. Dopiero, gdy miałam zacząć zmieniać się w dhampira (tak uwierzyłam w to) on raczył mi o tym powiedzieć. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu,więc zamrugałam parę razy odganiając je. Nie mogłam płakać przy całej szkole. Szłam dalej, tak jakbym go nie usłyszała. Nagle złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj mnie. - spojrzał mi w oczy, więc przeniosłam wzrok na podłogę.- Katie, spójrz na mnie. - szepnął i puścił moją rękę. Cofnęłam się o krok.
- Czy ty się mnie boisz? - spytał z niedowierzaniem. Wcale się go nie bałam, ale było mi strasznie przykro,że przez ten cały czas nic mi nie powiedział.
-Przecież wiesz, że nigdy bym Cię nie skrzywdził . -
-Już mnie zraniłeś- szepnęłam, a on pokręcił głową.- Może zróbmy sobie przerwę . -zaproponowałam. Spojrzał na mnie smutno. Myślałam, że zaraz pęknie mi serce, że rozsypie się na milion kawałeczków. Wcale nie chciałam się z nim rozstawać, przecież go kochałam.
- Ale ty.. Kate nie zrozum mnie źle, ale ty nie... - domyśliłam się o co mu chodziło
- Dam sobie radę, Luck - powiedziałam z udawaną pewnością, bo gdzieś w środku czułam, że nie dam sobie rady. Z tą całą przemianą, ze sobą, z tatą, ze wszystkim.
- Nie kłam. - przejrzał mnie.
- Lucas, ja. Ja nie wiem co mam robić, rozumiesz?! Bo ja , ja nic nie rozumiem! A ty nawet nie próbujesz mi pomóc! - wybuchłam. Wszyscy się na nas gapili. Zaczęłam płakać. Szybko wybiegłam ze stołówki. Jak na styczeń było dość ciepło i słonecznie. Oparłam się przodem o siatkę boiska.
- Katie, chcę ci pomóc, ale najpierw ty musisz pozwolić mi tobie pomóc. - zrobiło mi się głupio, bo to była prawda.
- Dobrze- szepnęłam
- Odwróć się do mnie. - poprosił. Wytarłam rękami mokre od łez policzki. Odwróciłam się i wtuliłam w niego. Objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą zaczął gładzić moje włosy.
- Tęskniłem za tym -
- A za mną? -
- Jak cholera - uśmiechnął się
- Ja za tobą też. - i to była prawda. Postąpiłam zbyt pochopnie uciekając od nich. Czas przyznać się do tego i przeprosić.
- Luck, przepraszam Cię. Jeśli to prawda, że no wiesz. - odchrząknęłam - to zamierzam najpierw porozmawiać o tym z tatą, a nie wydzierać się na ciebie. Wiesz jaka jestem. Nie umiem nad sobą.. -
- Przestań już tyle gadać. Zaraz mi pękną uszy. -  zaśmiał się
- Jesteś okropny! - zrobiłam nadąsaną minę.
- Niestety - przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie - Wiem - zbliżył swoje  usta do moich warg. Nagle otworzyły się drzwi.
- Już był dzwo.. - widząc Kevina odskoczyłam od Lucka- Przepraszam, ja tylko - zaczerwienił się - chciałem powiedzieć, że był już dzwonek. -
- Dzięki Johnson. - powiedział Luck. Pocałował mnie w policzek -  Katie, spotkamy się później. Pa. - odszedł. Byłam rozpromieniona i pełna życia. Wzięłam Kevina za rękę i pociągnęłam go w stronę szkoły
- Chodź, bo się spóźnimy. - uśmiechnęłam się
- Mhm.. - mruknął


***


Ostatni miałam angielski, a Kevin niemiecki, więc umówiliśmy się przy jego aucie.
- Hej !- podeszłam do auta i wzięłam od Kevina kawę w szczelnie zamkniętym kubeczku.
- Cześć - mruknął. Wsiedliśmy do auta.
- Co jest ?- spytałam widząc jego zmartwioną minę.
- Mamy zapowiedziane już trzy testy, a ja nie mam się kiedy uczyć, Mówię poważnie, cały czas albo trening albo mecz, trening, mecz itd. -
- Oj tam, dasz radę Kevin. Jesteś mądry .-pocieszyłam go i puściłam oczko.
Jechaliśmy w ciszy. Kevin był skupiony na prowadzeniu samochodu, a ja zajęta piciem i oglądaniem przez okno pięknego Londynu. Od starych kamienic po nowoczesne, oszklone biurowce i centra handlowe.
- Dzięki za podwózkę ! -powiedziałam, gdy podjechaliśmy pod mój dom.
- Spoko - uśmiechnął się
Wzięłam z tylnego siedzenia moją torbę i złapałam za klamkę.
- Mam pytanie. -
- Mhm. -
- Dziś gramy z Concord College, chciałabyś przyjść ?- spytał z nutką nadziei w głosie.
- Jasne, z wielką chęcią !- uśmiechnęłam się - Ale jest problem...-
- Jaki? - mina mu spochmurniała
- Mój szofer musiałby po mnie przyjechać, bo tata nie da mi na paliwo.- spojrzał na mnie jak na wariatkę - Chodzi mi o ciebie, mój szoferze .- klepnęłam go w ramię i zaczęłam się śmiać.
- Okay, będę po ciebie o 6 .- 
- Nie mogę się doczekać. - dałam mu całusa w policzek i wyszłam z auta. - Do zobaczenia! - zamknęłam drzwi, a on odjechał.
" Co ty najlepszego wyprawiasz? Idź jak najszybciej do domu " powiedział  mój głos
" Spokojnie , mama wie o której będę w domu " pomyślałam
" Nie o to chodzi ! "
" To o co ?" spytałam w myślach, ale mi nie odpowiedział
Weszłam po schodkach, otworzyłam drzwi i zastygłam.
- Katrina szybko chodź tu do mnie! Nie wiem co robić! Ona ma 40`C gorączki !- darł się tata
- Już idę !- krzyknęła mama. Wybiegła z kuchni. Jej duże, brązowe oczy były całe czerwone, a policzki mokre. Z jej czoła skapywały malutkie kropelki potu. Gdy zobaczyła mnie w przedpokoju, stanęła i szepnęła :
- Gdzie byłaś? Ile można do ciebie dzwonić? -
- Przecież byłam w szkole.- mama pokiwała z niedowierzaniem głową i pobiegła na górę skąd słychać było głośny płacz.
Płacz dziewczynki.
Lisy.








Hey !
I jak Wam się podoba ?
Co myślicie o tym, żebym zaczęła pisać niektóre rozdziały
z perspektywy Lucasa lub innych bohaterów ?
Czy lepiej zostać tylko przy Kate?
Miłego weekendu życzę ;*
SuSi PISARECZKA

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 9

    Kevin czekał na mnie przed stołówką, która tętniła życiem. Weszliśmy do niej i stanęliśmy w długiej kolejce po lunch. Rozejrzałam się po ogromnym, pomieszczeniu. Znajdowały się tu niekończące się rzędy stolików z plastikowymi krzesłami, które zajmowali uczniowie zajęci konsumowaniem i rozmową. Jasnoniebieskie ściany gdzieniegdzie ozdabiały okna z widokiem na boisko lub plac szkolny, na którym latem odbywały się liczne festyny i zabawy. Na stołówce było tak głośno, że nie zauważyłam iż przyszła moja kolej na zamówienie posiłku.
- Dzień dobry, Pani Parks. Poproszę to co zawsze. -obdarzyłam ją uśmiechem.
- Dzień dobry Kate. Proszę bardzo. -wzięłam od niej tacę z surówką, frytkami i sokiem pomarańczowym. Odeszłam parę kroków w tył i czekałam na Kevina. Gdy już odebrał od Pani Parks swój lunch zobaczyłam, że wziął to samo co ja.
- Nie musiałeś zamawiać tego samego. -uśmiechnęłam się do niego, gdy do mnie podszedł.
- Ale chciałem.- odpowiedział i zaprowadził nas do stolika. Usiedliśmy daleko od drzwi, przy wielkim oknie w 'strefie' popularnych, przy stoliku chłopaków z drużyny. W naszym liceum były cztery grupy - Popularni, Normalni, Kujony i Dziwacy (czyli pozostali), a powstały one na zasadzie powiedzenia "Jak Cię widzą, tak Cię piszą". Przez pierwszy miesiąc w szkole, 1 klasy są stale obserwowane i oceniane (obgadywane(koszmar)) przez starszych, a później dołączasz do odpowiedniej dla ciebie grupy. Czyli tam gdzie Cie chcą. Takie jest moje cudowne liceum. Zaczęłam zastanawiać się jakie byłoby moje szkolne życie gdyby nie moje znajome z 2 kl. Dzięki nim byłam znana, to one chciały mieć mnie i Jo w Popularnych. Cała nasza paczka - Jo, ja, Luck, Dav, John- byliśmy Popularni.
- Czemu dziś ze mną usiadłaś? Myślałem, że zapomniałaś o moim istnieniu.- wyrwał mnie z zamyślenia Kevin. Co miałam mu odpowiedzieć, " Usiadłam, bo nie wiedziałam, że ty tam siedzisz i tak, tak naprawdę to zapomniałam o twoim istnieniu"?
- Bo chciałam .- odpowiedziałam mu podobnie, jak on mi.
- Myślałem .-
- Co myślałeś ? Dokończ. -
- Myślałem, że zmieniłaś zdanie.- chciałam się go spytać o co chodzi, ale sobie przypomniałam. W drugiej klasie gimnazjum Kevin spytał mnie czy chciałabym być jego dziewczyną. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w tym czasie poznałam Lucasa i no... Odmówiłam mu, więc zostaliśmy dobrymi kumplami. A ja zapomniałam, że w ogóle kogoś takiego znam.
- Nie wiem co ci powiedzieć, Kevin.- ciekawe co chciałby teraz ode mnie usłyszeć.
- Spoko, nic nie mów. Żartowałem.- uśmiechnął się, choć ja nie byłam pewna czy to był żart - Tak naprawdę to myślałem, że może przyciągnął cie mój urok osobisty. -
- Twój urok?!- wybuchłam śmiechem. Przez gimnazjum bardzo polubiłam Kevina, ale później poszliśmy do liceum. No dobra, tego samego liceum, ale mieliśmy zaledwie może tylko dwie lekcje razem, więc nasza znajomość opierała się na "Cześć Kate"i "Hej Kevin", albo w ogóle na niczym. Byłam głupia, powinnam dalej utrzymywać z nim kontakt.
- Ej! Nie śmiej się!- dał mi kuksańca w bok- Nie jestem najgorszy, gram w szkolnej drużynie, mam bogatych rodziców...-
- No i jesteś taki jak wszyscy, zakochany w sobie. - mruknęłam. Oczywiście to sarkazm. Z tego co pamiętam,dobra trochę mało pamiętam , on taki nigdy nie był.
- Nie jestem ! Tylko żartuję !- zrobił naburmuszoną minę.
- Łał, na serio żartujesz ? Nie napinaj się tak ! - walnęłam go w ramie - Wyobraź sobie ja też żartuje ! - i znowu dostałam tego napadu śmiechu. Nie wiem jak Kevin to robił, przy nim zawsze byłam szczęśliwa jak dziecko, które dostało wymarzonego misia.
- Tylko na tyle cię stać ?- spojrzał na swoje ramie - W 1 gim. miałaś chyba więcej siły !- zaczął chichotać.
- Uważaj Johnson, bo zaraz rozkwaszę ci ten piękny, mały nosek !- pokazałam mu dłoń zwiniętą w pięść,
- Stara Kate ...- pokręcił głową
Nagle zaburczało mi w brzuchu. Zaczerwieniłam się.
- Przepraszam. Jestem strasznie głodna .-
- Ja też zgłodniałem przez ciebie . Smacznego !-
Byłam tak głodna, że już po 10 minutach wstałam, aby odłożyć tace z pustymi miseczkami na miejsce, kiedy Kevin poprosił żebym usiadła, bo on ją odłoży.
- Dzięki,- opadłam z powrotem na krzesło. Patrzyłam jak Kevin idzie w stronę okienka w którym zostawiało się tace.
- Cholera !- szepnęłam, kiedy zobaczyłam, że do stołówki wszedł Luck.











I jak ?
Przepraszam, że taki krótki i jakiś taki eee.
Mam już pomysł na ciąg dalszy, więc niedługo
może dodam już 10 rozdział.
Jak Wam się podoba nowy wygląd ?
Dziękuję bardzo za komentarze pod ostatnim postem,
mam nadzieję, że tutaj już jest lepiej.
Oraz dziękuję Tobie, bo jeśli to czytasz
to znaczy,że przeczytałeś ten rozdział.
Zostaw po sobie ślad ;)
Pozdrawiam,
SuSi PISARECZKA
Lydia Land of Grafic