sobota, 7 listopada 2015
Rozdział 20
czwartek, 5 listopada 2015
Rozdział 19
,, I w poszukiwaniu szczęścia można się zagubić"
Opowiedzieliśmy Kate o całym zdarzeniu, które miało miejsce w klubie. Mówiliśmy o wszystkim, co do najmniejszego szczegółu, dlatego nie mogłem uwierzyć w to co padło z jej ust.
- Jak to wcześniej go spotkałaś? Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć? - wrzuciłem ręce w górę. - My mówimy ci o wszystkim, co się takiego stało że nam nie powiedziałaś? - spojrzałem na nią. Opuściła głowę i zaczęła płakać. Cholera nie chciałem żeby płakała i to przeze mnie. Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
- Przepraszam - ukryłem twarz w jej miękkich, wspaniałych włosach.
- To ja idę do siebie. Widzimy się rano. - David poklepał mnie po plecach i wyszedł.
Otworzyłam pomału oczy, Luck jeszcze spał. Pocałowałam go lekko w usta i wstałam, gdy nagle on złapał mnie za rękę i pociągnął po czym wylądowałam na jego nagim torsie.
- Kłamczuch - wymamrotałam
- I kto to mówi? - uśmiechnął się, ale mi nie było do żartów, chciałam go przeprosić za wczoraj, tak samo jak Davida.
- Lucas, nie powiedziałam ci, bo po prostu nie chciałam Cię dodatkowo denerwować.-spuściłam wzrok. - Wiedziałam, że swoim zachowaniem i tak wcześniej cię wkurzyłam.
- Wybaczam, ale należy mi się coś za to kochana - podniósł lekko mój podbródek. Spojrzałam na niego, uśmiechnęłam się i pocałowałam kącik jego ust, a po chwili w drugi na co Luck zaczął się śmiać. Powoli zbliżał swoje usta do moich warg, ale ja szybko zaskoczyłam z łóżka
- Ty naprawdę jesteś nienormalna - zaśmiał się - Myślałaś że cię nie usłyszę? - Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Chciałam cię przeprosić, ale najpierw miała być niespodzianka -
- Przyjmuję przeprosiny - mrugnął - Pamiętaj, że tobie często nie wychodzą niespodzianki misiu -Kiwnęłam i wyciągnęłam rękę ,aby pomógł mi wstać, a ten wziął mnie na ręce. Wszedł ze mną do salonu w którym siedział Luck i oglądał już jakiś mecz, zamiast robić śniadanie. David posadził mnie na kolanach Lucasa, a ja spojrzałam na niego i przewróciłam oczami.
- Masz tu swoją dziewczynę, która wchodzi do łóżek innych chłopaków - mrugnął i usiadł obok nas. Luck spojrzał na mnie z udawaną złością i klepnął w tyłek
- Nie ładnie tak kochanie -
- Nie musisz tego robić - stanął obok mnie. Mam jeszcze czas, aby zwrócić i porzucić to wszystko w niepamięć, pomyślałam. Ale... Nie, nie po to tu przyjechałam. Wszystko będzie dobrze, dodałam sobie otuchy. Kiwnęłam głową:
- Ale chcę - uśmiechnęłam się lekko do niego.
Pomału zeszliśmy po schodach i stanęliśmy przed metalowymi drzwiami, do których drogę torował nam nikt inny jak nasz kochany Marcus.
- Kate - szepnął zauważając mnie.
- Cześć - przeszłam obok niego i dotknęłam zimnych drzwi. Poczułam,że to te drzwi. Te które skrywają za sobą wielką tajemnicę. Wystarczy, aby wszedł tam jeden człowiek i wszystko ległoby w gruzach. Są dla wampirów bardzo cenne, dlatego też są pilnowane. Przyciągały mnie. Tak bardzo chciały, abym je otworzyła. A ja nie mogłam się nim oprzeć. Nagle Marcus złapał mnie za łokieć. Spojrzałam na niego.
- Nie możesz tam wejść.- mówi i patrzy mi w oczy ze strachem.
- Czemu? - pytam go, na co on patrzy w podłogę i kręci głową
- Nie mogę... Nie mogę, bo ...- nie dokańcza, gdy ktoś się odzywa :
- Puść ją - wszyscy odwracamy się w stronę osoby, która to mówi. Po drodze łapię spojrzenie Davida, nie jest zadowolony.
- Witaj Kate - zza drzwi wyłoniła się wysoka kobieta w czarnej, krótkiej, eleganckiej sukience. Miała identyczne włosy jak moje, długie i ciemnobrązowe,które idealnie pasowały do brązowozielonych oczu. Gładka i jasna cera odejmowała jej lat.
Tak stałam i patrzyłam na mamę. Jeśli już mogę ją tak nazwać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Moje usta jakby zniknęły. Nie mogłam ich otworzyć. Kobieta widząc moje zagubienie mówi :
- Mów mi Evelyn - uśmiecha się odsłaniając swoje białe zęby - lub jeśli wolisz, po prostu mamo.-
- Dobrze Evelyn - spogląda na moich towarzyszy
- Niech zgadnę, Lucas i David - wszyscy słysząc jej słowa robimy wielkie oczy
- Owszem, miło nam panią poznać - w głosie Lucka słychać zaskoczenie, ale i opanowanie.
poniedziałek, 26 października 2015
Rozdział 18
- Dzień dobry! - przytuliłam Davida
- Hej kotek -puścił do mnie oczko i spojrzał na Lucka, który mruknął coś pod nosem.
- Cześć kochanie. - przytuliłam go od tyłu i pocałowałam w szyję
-Cześć piękna. - odpowiedział po czym nałożył ostatniego naleśniczka na talerz. Postawił go na stole, na którym stały wyciągnięte przez Davida dżemy i Nutella. Zjedliśmy śniadanie, przebrałam się po czym rozsiedliśmy się na kanapie by omówić nasz plan działania.
- Więc robimy tak.- Luck spojrzał mi w oczy. No, czyli teraz zacznie się zabawa w agenta 007- Dziś pójdziemy z Davidem pod adres który dał nam twój tata. Zbadamy sytuację, obejrzymy budynek itd. Ty zostaniesz tu w hotelu - pokazał na mnie palcem. Wiadomo, "TY zostaniesz tu w hotelu" jakbym była jakimś dzieckiem.
- Chcę iść z wami - założyłam ręce.
- Nie Katie, jeśli wszystko będzie ok to pójdziesz z nami jutro.-
- A czemu nie dziś? - spytałam
- Bo najpierw musimy sprawdzić czy jest tam bezpiecznie - odpowiedział spokojnie David
- Tam jest największa siedziba wampirów na całym świecie. - krzyknęłam - Przecież wiadomo że tam nie jest bezpiecznie! - machnęłam rękoma w powietrzu. Obaj spojrzeli się na mnie jak na debilkę. I w tej chwili zapragnęłam po prostu stad wstać i uciec. Uciec od tego wszystkiego jak największy tchórz na świecie.
- Wychodzę! - rzuciłam i wybiegłam z pokoju.
Gdy wyszłam na dwór uderzyło we mnie ciepłe powietrze, za ciepłe jak na zimę, którą bardzo lubiłam.
- Szlak by trafił z tą pogodą.- chciałabym teraz poczuć chłód, zimno albo znowu ten miękki, biały śnieg , ale nie, bo po co komu zima. Zaczęłam biec przed siebie. Ominęłam wszystkie wielkie budynki i wbiegłam do parku. Nie wiedziałam że tam jest, po prostu biegłam tam gdzie mi kazały nogi. Aż nagle uderzyłam w coś twardego i już myślałam że upadnę, gdy ktoś mnie złapał.
- Przepraszam. - mruknęłam i spojrzałam na osobę która dalej mnie trzymała.
- Kate? -
- Marcus? - powiedzieliśmy w tym samym czasie. Szybko odsunęłam się od niego.
- Boże co ty tu do cholery robisz? - spojrzał na mnie i zauważyłam że zrobiło mu się przykro. - Przepraszam, jestem wkurzona.
- Okay, nic się nie stało. - uśmiechnął się lekko. To było nie możliwe, że ze wszystkich osób na świecie, akurat on musiał się tu znaleźć. No sorry z Londynu do Nowego Jorku nie ma 5 km.
- Powiesz mi co tu robisz? - spytałam trochę łagodniej. Podrapał się po karku:
- Przepraszam nie mogę. Lepiej wracaj do Londynu, tu nie ma co robić. Muszę lecieć. Cześć! -
- Marcus! - zawołałam, ale go już nie było. Nie mogłam uwierzyć. Złapałam się za głowę. To chyba mi się śni. Przecież to nie możliwe.
- Katie wracamy do hotelu, już. - z nikąd pojawił się przede mną Luck. No tak, wiadomo ~ wampir.
Pokiwałam głową, podeszłam do niego, mocno go objęłam i położyłam głowę na jego piersi . Spojrzał na mnie i oplutł swoimi ramionami. Chciałam mu powiedzieć o Marcusie, ale zdecydowałam że tylko niepotrzebnie znowu się zdenerwuje, już pewno sama ja go irytowałam. Wzięłam twarz chłopaka w dłonie i złożyłam na jego ustach pocałunek po czym spojrzałam mu w oczy :
- Kocham Cię i zgodzę się na wszystko co mi powiesz. Przepraszam, że zachowałam się jak kretynka. -
- Wybaczam moja kretynko. -
- To tu. - powiedział
Minęliśmy ochroniarza, który nie był za bardzo zainteresowany osobami wchodzącymi do klubu i weszliśmy do środka. Powietrze było tu strasznie gęste, światła lekko przygaszone, a do tego śmierdziało potem i papierosami, co nadawało temu miejscu przygaszony i melancholijny klimat. Mężczyźni ubrani w skóry i podarte spodnie, a kobiety w skąpe, kuse sukienki. Nagle moją uwagę przykuł brunet w białej, do połowy rozpiętej koszuli i czarnych jeansach - wampir. Rozglądał się jakby sprawdzał czy nikt go nie obserwuje i szedł dość szybko na drugi koniec klubu. David mnie szturchnął :
- Czujesz? Wampir.- spostrzegł, na co przytaknąłem.
- Chodźmy - popchnąłem go w stronę nieznajomego, który właśnie schodził w dół po schodach. Powiedział coś do ochroniarza i zniknął za czarnymi, stalowymi drzwiami. Podeszliśmy trochę bliżej i przyjrzałem się ochroniarzowi którym, ku mojemu wieeelkiemu zaskoczeniu był..
- Cholera, Marcus?! - szepnął Dav.
Nagle ten odwrócił się w naszą stronę, zakląkł, pokazał na toalety i zginął w tłumie. Szybko ruszyliśmy za nim.
- Co wy tu robicie? - spytał ostro i przewiercał nas wzrokiem
- A ty? - odparł sucho David. Na co Marcus prychnął i oparł się o zlew.
- Należę do grupy którą rządzi matka Kate. -
- Kate chce się z nią spotkać. - powiedziałem na co on zrobił wielkie oczy.
- I ty jej na to pozwoliłeś? Jesteś nienormalny?! Wiesz że to niebezpieczne?!Nikt nie może przewidzieć zachowania jej matki. - zaczął krzyczeć. Kate była moja i o nią dbałem, dobrze wiedziałem że to niebezpieczne, ale dla niej było to bardzo ważne. Miałem wielką ochotę przywalić mu w ryj, tak, żeby znalazł się na drugim końcu globu.
- To jej córka, jak może się wobec niej zachować? - spytał Dav
- Nie wiem. Właśnie o to kurde chodzi -powiedział cicho i spojrzał na nas.- Nikt nie wie...
wtorek, 11 sierpnia 2015
Rozdział 17
Skończyłam jeść jogurta, gdy zawibrował mój telefon. Podniosłam go i przeczytałam smsa.
"Jestem przed domem, którędy mam wejść? "- uśmiechnęłam się na myśl że Lucas pomyślał o wejściu przez okno, bo napewno o tym pomyślał
"Drzwiami ;* Tata śpi " -odpisałam
Wyrzuciłam kubeczek i pobiegłam do drzwi, gdy tylko pokazał się w nich Luck złożyłam na jego ustach długi pocałunek, który mi oddał. Gdy zaczął się odchylać przyciągnęłam go z powrotem do siebie za szlufki w spodniach. W chwili gdy mnie podniósł, obiełam go nogami. Dalej całując zaniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Gdy już się od siebie oderwaliśmy ciężko dysząc usiadłam obok Lucka.
- Za co to było? - uśmiechnął się.
- Nie wiem, przyszło z chwilą. - udając powagę wzruszyłam ramionami i pocałowałam go w nos.
- Okropna jesteś! - wycelował we mnie palcem.
- Ale i tak mnie kochasz. Prawda? - szepnęłam mu na ucho i zaczęłam chichotać , a on nagle złapał mnie za nadgarstki i przyciągnął do siebie tak, że teraz na nim leżałam. Było ciemno, ale czułam że się uśmiecha. Pomału zbliżył swoje usta do moich, gdy w pokoju zapaliło się światło. W drzwiach stanął tata.
- Boże! Tato! - krzyknęłam i zeszłam z Lucasa- noc nie zwalnia cie z obowiązku pukania! - wkurzyłam się
- A ciebie nie zwalnia z reguły numer 3!- no tak, reguła nr. 3 "nie zapraszać do domu chłopców bez wiedzy dorosłych"
- Wyczułem Lucka nawet we śnie. - spojrzał na niego.
- Przepraszam, głupio wyszł.. - zaczął Luck
- Okay, nie przepraszaj Lucas przecież znamy się nie od dziś. Pogadajcie sobie, a później kłaść się spać. - spojrzałam zdezorientowana na Lucka, czy tata właśnie pozwolił nam razem spać? W tym samym czasie, jak na ironię losu tata na mnie spojrzał i tym samym rozwiał moje oczekiwania :
- Luck śpisz na kanapie rozumiem?- spytał dalej patrząc na mnie
- Tak, wiadomo - przytaknął
- Grzeczne dzieci.-zamyślił się tato . Po czym dodał - Jednak dobrze was wychowałem. - wyszedł i zamknął drzwi. Spojrzałam zdezorientowana na Lucka.
- Też to słyszałeś? - spytałam z szeroko otwartymi oczami - On nas wychował? - prychnęłam. Lucas podszedł i mnie objął.
- Tak też to słyszałem, ale jedno najbardziej mnie martwi. - uśmiechnął się smutno.
- Co takiego? -
- Kiedy on pozwoli nam razem spać? - uniósł lekko kącik swoich ust, odsłaniając białe zęby. Zarzuciłam mu ręce na szyję i pocałowałam w usta.
- Nie wiem, ale na razie to musimy obgadać inną sprawę. - zaśmiałam się
- Mhm - mruknął
***
Ustaliliśmy, że pojedzie ze mną tylko David i Luck. Niestety nie mogłam zabrać ze sobą Jo ze względu na to że musiałby również z nami polecieć Josh, a to już za dużo osób. Jeśli coś stałoby się Jo, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, ale tak samo by było z Davidem i Lucasem. Lecz oni byli doświadczonymi wampirami i z nimi będzie o wiele bezpieczniej. Szkołę postanowiłam po prostu olać. Pójdę w następnym roku, albo wrócę pod koniec marca. Zależy też jak nam pójdzie w poszukiwaniu matki. Chciałam wylecieć jeszcze dziś, więc kupiłam trzy bilety lotnicze do NY i zebrałam ważne informacje od taty na temat adresu itp.
O 17 bylam już na lotnisku z Luckiem, Davidem, tatą i Jo. Pożegnaliśmy się z nimi i wsiedliśmy do samolotu. Usadowiłam się między chłopakami.
- Luck, Dav a co jeśli nie uda nam się jej znaleźć? - spytałam rozpatrując najgorsze i najlepsze sytuacje.
- Wrócimy do domu -odrzekł Lucas
- I będziemy żyć długo i szczęśliwie-puścił oczko David. Zaśmiałam się, bo w sumie co innego mielibyśmy zrobić? Rozpaczać? A może się cieszyć? Od natłoku myśli w pewnej chwili po prostu zasnęłam.
- Kotek, wstajemy. - usłyszałam szept Davida- Zaraz lądujemy. - przetarłam oczy i spojrzałam na telefon, była 19.
- Jeszcze raz nazwiesz ją kotkiem, to ci pokaże nawet lwa a nie kotka David - warknął Luck. A ja zaczęłam się śmiać. Nie mogłam opanować nagłego napadu śmiechu. To pewnie ze stresu. Im częściej zaczynałam myśleć o spotkaniu z mamą, tym bardziej się denerwowałam co było wyjaśnieniem głupawki. Pocałowałam obu chłopców w policzki.
- Katie dobrze się czujesz? - spytał Luck gładząc mnie po głowie.
- Nie - skrzywiłam się, a zaraz znowu trzęsłam się ze śmiechu.
- O kurcze. - David podniósł brwi.
Po chwili usłyszeliśmy głos stewardessy :
- Prosimy o cierpliwość, zaraz wysiadamy. -
***
Wsiedliśmy w taksówkę, która zawiozła nas pod sam hotel. Już zameldowani , zajęliśmy się szukaniem pokoju, ponieważ zarezerwowaliśmy tylko jeden pokój dla naszej trójki. Były w nim dwie sypialnie z telewizorem, salonik, kuchnia i łazienka. Nic nadzwyczajnego. Najlepsze było to że ja z Lucasem mieliśmy wspólną sypialnie, więc jego marzenia związane ze wspólnym snem niedługo się spełnią. Na samą myśl zrobiło mi się gorąco.
- Wszystko okay? - spytał David gdy wyszedł z łazienki, którą teraz zajął Luck.
- Tak, tak. - odpowiedziałam zbyt szybko - Po prostu myślałam o czymś.- przyznałam się
- Jesteś głodna? Może zrobić coś do jedzenia? - zapytał stojąc przy kanapie w samych bokserkach
- Jeśli nas nie otrujesz to rób. -puściłam mu oczko. Położyłam się na kanapie, a David poszedł do kuchni. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do taty, aby powiadomić go że już jesteśmy na miejscu. Kazał nam o siebie dbać i skończyliśmy gadać. Lucas wyszedł w końcu z toalety.
- No nareszcie, ile można siedzieć w kiblu ?- podniosłam ręce w celu okazania niedowierzania.
- Tak? I mówi ta która siedzi godzinę. - dał mi buziaka i poszedł do sypialni się przebrać. Wstałam i poszłam wziąść długą i odprężającą kąpiel. Gdy wyszłam z toalety, kolacja była już gotowa. Usiadłam do stołu i zajęłam się konsumpcją. Po jedzeniu David uparł się że umyje naczynia, więc poszłam do sypialni. Ubrałam krótkie, szare szorty i białą przewiewną bluzeczkę. Weszłam pod kołdrę. Za chwilę obok położył się Luck. Odwróciłam się w jego stronę.
- Zaraz będziemy po raz pierwszy spać w jednym łóżku Lucas.-szepnęłam
- Wiem. Katie tyle na to czekałem. - pocałował mnie w usta
- A na coś jeszcze czekasz? - położyłam głowę na jego torsie
- Tak, ale to w innym czasie - cmoknął mój nos i objął mnie swoimi silnymi ramionami. Mogłabym zawsze tak zasypiać. Czułam się bezpieczna i kochana, jak zawsze dzięki Lucasowi. Nigdy na mnie nie naciskał i zawsze był opiekuńczy. Za to kochałam go najbardziej.
Cześć kochani!!
Ponieważ widzę że jest mała aktywność na moim blogu to chciałbym abyście napisali np. w komentarzach czy mam dalej prowadzić tego bloga ;(
Jeszcze się sama nad tym zastanowię, i jak coś to szukajcie informacji w notkach.
Mam nadzieje, że rozdział Wam się spodobał ;**
SuSi PISARECZKA
piątek, 10 lipca 2015
Rozdział 16
Znowu to się stało. Znowu traciłam do nich zaufanie. Już nie mam siły. Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Naprawdę czy tak trudno było Kevinowi powiedzieć mi prawdę, a może on nie wie, że wkrótce stanę się wampirem... Lub hmm....że jest wilkołakiem. Mogłabym tak tu stać i się użalać i załamywać, ale to mi nic nie da. Zamierzam wziąść się w garść spotkać się z moją przyjaciółką, a potem wyjechać do matki. A co dalej ? Nie wiem... nie jestem jasnowidzem... chyba..
- Kevin! - zawołałam. David spojrzał na mnie, widziałam w jego oczach lęk.
- Co ty wyprawiasz? - spytał. Poklepałam go po ramieniu.
- Nic mu nie powiem. Słowo.- w tej chwili podszedł do nas Kevin, miałam nadzieję, że nic nie usłyszał.
- Tak ?- spojrzał na mnie. Pokazałam mu telefon.
- Jo zmieniła zdanie, mógłbyś mnie do niej zawieść, wiesz i tak nie przyjmuję odmowy, bo pamiętaj że jesteś moim prywatnym szoferem.- puściłam do niego oczko. Postanowiłam, iż będę przed nim grać, że nic nie wiem. Zobaczymy kiedy w końcu wyjawi mi swój sekret. Jeśli w ogóle o tym pomyśli, gdyż nie okłamujmy się, ale większość mężczyzn nie myśli. Kevin wziął mnie za rękę .
- Oczywiście, proszę tędy madame. uśmiechnął się i ruszyliśmy w stronę auta. Spojrzałam przez ramię na Davida. Był zaniepokojony.
***
-Dziękuję - zmusiłam się na uśmiech, gdy podjechaliśmy pod dom Jo.
- Spoko, pamiętaj że możesz na mnie zawsze liczyć. - kiwnęłam głową i pomału wyszłam z auta. Spojrzałam Kevinowi w oczy.
- Kevin jesteś super kolegą itd. ale nie możemy się przyjaźnić. Nie powinieneś patrzeć w przeszłość która była piękna. To koniec.- zamknęłam drzwi i wbiegłam do domu przyjaciółki. Czułam się jak chamska, porąbana dziewczyna, ale tak będzie lepiej. Nie mogę trzymać z Kevinem, to wilkołak. Nie ważne, że jest w tej samej grupie w szkole co ja i powinniśmy się przyjaźnić, ale wilkołaki i wampiry od wieków za sobą nie przepadają, dlatego moje życie jest ważniejsze - muszę to sobie powtarzać.
- Kate !- Jo przytuliła mnie z całej siły. - Jak ja tęskniłam - kiedyś spotykałyśmy się codziennie. W sumie to jeszcze nie dawno.
- Ja też, ale muszę coś ci powiedzieć.- nie wiedziałam jak Jo zareaguje na wieść o wyjeździe, ale musiałam przygotować się na najgorsze. Spojrzała mi w oczy.
- Mów kochana, a ha zrobię ci herbatkę- usiadłam na kanapie.Jo wzięła do rąk czajnik, który upuściła, gdy powiedziałam :
- Wyjeżdżam jutro do Nowego Jorku. -spojrzała na mnie poważnie
- Po co? -
- Znaleźć mamę. -
- Słucham? Przecież Katrina.. -
- Nie jest moją mamą - dokończyłam. Jo usiadła obok mnie i kazała mi wszystko jej wyjaśnić,więc opowiedziałam jej ze szczegółami o mojej rozmowie z tatą. Zakryła twarz rękoma.
- To niemożliwe - pokiwała z niedowierzaniem głową.
- A jednak. - objęła mnie mocno
- Jadę z Tobą kochanie. - wiedziałam że tak będzie, Jo nigdy nie zostawiłaby mnie samej z czymś takim. To była moja prawdziwa przyjaciółka. Nigdy takiej nigdzie nie znajdę. Ale było jedno a w sumie dwa "ale" :
- A co ze szkołą i Johnem? -
- Oj tam, aby pójść do szkoły mam jeszcze wieczność, a John pojedzie z nami. - odparła bez wahania.
- Kocham Cię Jo. - pocałowałam ją w policzek.
- Przecież wiem. Mnie każdy kocha.- zaczęłyśmy się śmiać.
***
Postanowiłam również przebaczyć tacie. Kochałam go i nie mogłam cały czas się z nim kłócić. Zależało mu na mnie,bo byłam jego córką a mi na nim,bo był moim ojcem.
- Nie możesz ich wszystkich ze sobą zabrać, to będzie niebezpieczne. Ochroniarze twojej matki nie wpuszczą do niej kogoś obcego,bo ona jest przywódcą.- oznajmił tata, gdy opowiedziałam mu o swoich planach związanych z wyjazdem do Nowego Jorku.
- Oni nie są obcy. - byłam zła że tata uważał moich przyjaciół za nieznajomych ludzi, ale jeszcze bardziej denerwowała mnie myśl, że moja mama mogła uznać ich za obcych. Chyba bym tego nie zniosła.
- Ale dla nich są. Skarbie, wiem że to twoi przyjaciele, dlatego chcę żeby nic im się nie stało,bo wiem jak ci na nich zależy.- w głębi duszy, widziałam że tata również traktuje ich jako swoich przyjaciół. Znał ich już na tyle długo by im ufać.
- To polecę sama, dobrze? - spytałam, choć widziałam że on się na to nie zgodzi.
- Nie możesz lecieć tam sama! - wiedziałam..
- No to o co ci chodzi tato, sam sobie zaprzeczasz! Boże, daj mi godzinę pomyślę i wrócę do ciebie to dokończymy rozmowę.- pobiegłam do swojego pokoju. Katrina dowiedziała się o mojej wcześniejszej kłótni z tatą, więc pojechała do babci (mamy taty) z dziećmi, aby dać nam z tatą trochę czasu. Tylko nie wiem na co... Na kłótnie?
Przez dwie godziny myślałam nad odpowiednim wyjściu, lecz nic dobrego nie mogłam wymyślić. Postanowiłam iść spać, ale to też mi nie wyszło. Usiadłam i wzięłam telefon do ręki. Chyba wpadłam na najlepszy pomysł tej, w sumie już nocy.
***
- Zaraz będę - zadecydowałem, gdy Katie zadzwoniła do mnie prosząc o radę w podjęciu decyzji. Nie ważne że była druga nad ranem i mnie obudziła, dla niej zrobiłbym wszystko. Szybko wstałem, ubrałem czarne dżinsy i szary t-shirt. Narzuciłem na siebie czarną, zapinaną bluze z kapturem i nałożyłem adidasy. Sprawdziłem czy mama i siostra śpią , na moje szczęście obie cichutko chrapały w swoich łóżkach. O tatę nie musiałem się martwić, gdyż nie wrócił jeszcze z delegacji. Był architektem i praktycznie w domu nigdy go nie było. Postanowiłem wyjść normalnie drzwiami. Wątpię żeby mama robiła mi awanturę, dlatego że chcę pomóc Katie. Sama bardzo ją lubiła i akceptowała nasz związek. Wsiadłem do audi R8 i ruszyłem z podjazdu.
Hej! I jak? Wiem,, ten rozdział miał być już dawno, ale nie wyszło. Już bardzo dawno zaczęłam go pisać, ale wyjeżdżałam dużo na wakacje itd. Nawet teraz skończyłam ten rozdział leżąc nad morzem xD
Dziękuję za przeczytanie,pamiętaj zostaw po sobie ślad :*
Pozdrawiam. Życzę udanych i gorących wakacji :D
SuSi PISARECZKA
czwartek, 25 czerwca 2015
Rozdział 15
Wybiegłam za Lucasem. Nie wiem co mu odbiło. Stał oparty rękoma o swój samochód i miał spuszczoną głowę. Pomału do niego podeszłam.
- Luck, przepraszam jeśli cię to wkurzyło i jesteś zły, ale co ty byś zrobił na moim miejscu. Zrozum mnie, ja... - nie skończyłam, gdy on nagle znalazł się obok i mnie objął.
- Nie jestem zły, Katie. Ja ... ja się boję o ciebie, boję się że będziesz chciała tam zostać i mnie opuścisz. Rozumiem Cię. - zaczął... płakać? Wytarłam jego policzek ręką.
- Z tego co wiem to wampiry i chłopacy nie płaczą - uśmiechnęłam się i zobaczyłam jego krzywy uśmieszek. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że łzy Lucka to oznaka jego słabości, ale nie ja. Ja uważam, że jest to oznaka miłości i oddania,ponieważ są to łzy nie jakiegoś tam chłopaka, czy tam wampira, tylko tego którego kocham. Przytuliłam go mocniej, bo uświadomiłam sobie w tej chwili, że wcale nie chcę go opuszczać. Potrzebuję go i to bardzo.
- Nie zostawię Cię. Jak mogłabym uciec od kogoś kogo kocham?- Luck skrzywił się. Jeju czemu jestem taka głupia. Przecież chciałam zostawić i uciec od mojego taty. Kurcze, nie dobrze.
- Wiem, nie tłumacz się. Wiem, że to nie tak miało znaczyć. Znam Cię Katie.- myślałam że padnę. On wiedział o mnie wszystko. Wzięłam delikatnie jego twarz w dłonie i pocałowałam w usta. W jego usta, które zawsze były i będą moje.
- Muszę jechać do parku, umówiłam się z Jo. - powiedziałam po pewnym czasie.
-Zawieźć cie? - spytał życzliwie.
- Nie, dziękuję. Zadzwonię po Kevina muszę z nim pogadać. -
- No, okay. Rozumiem - dał mi całusa w policzek.
***
- Cieszę się że po mnie zadzwoniłaś. - spojrzał na mnie Kev. - W sumie, to tak działa mój urok. Dziewczyny nawet jak nie chcą to dzwonią. - dał mi kuksańca. Uśmiechnęłam się.
- Przestań bo zaraz wyskoczę z tego cudeńka, a wcale nie chcę. - pogładziłam mięciutką skórę,z której były siedzenia- chociaż nie, mam lepsze. - pokazałam mu język.
- Dobra, sory. Siedź tu i nigdzie mi nie wyskakuj, bo jeszcze mnie oskarżą o zabójstwo i co z tego będzie? Stracę tylko swoją dobrą reputację. - ohh... Kevin, Kevin i jeszcze raz Kevin.
###
Szliśmy w stronę fontann, gdy nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Zaczęłam po mału się obracać.
- Czy ktoś zamawiał kawusie? - David uśmiechnął się trzymając dwa kubeczki z kawą.
- Ja na pewno nie. - skwitował Kevin. Zobaczyłam że David się skrzywił.
- Kate, chodź na słówko. - pokazał mi skinieniem drzewo i podał napój.
Stanęliśmy w cieniu pod wielkim bukiem.
- Co ty z nim kombinujesz? - spytał ostrym tonem.
- Hey, David też się cieszę że Cię widzę.- odpowiedziałam z uśmiechem i zarzuciłam mu ręce na szyję i dałam całuska w policzek. Uśmiechnął się.
- Tak, jesteś słodka, ale powiedz mi co on tu robi? -
- Przywiózł mnie, co w tym złego? -
- Byłaś z nim sama w aucie? - nie wiedziałam kompletnie o co mu chodzi. Zachowywał się jakoś dziwnie. Jak nie on. Dobra, zawsze był opiekuńczy itd, no ale bez przesady. Chyba Kevin by mnie nie wywiózł do lasu, nie?
- Kurde David o co chodzi?- Już nie mogłam wytrzymać.
- On... - spuścił wzrok - On jest wilkołakiem. - zdjęłam ręce z jego ramion i zakryłam nimi usta. Zawibrował mój telefon. Sms.
Zmieniałam zdanie spotkajmy się u mnie za 15min.
Kocham,
Jo.
Boże! O co w tym wszystkim chodzi ?
I jak wam się podoba? Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, ale rozdział pisany na telefonie.
Dziękuję za przeczytanie.
Wszystkie komentarze mile widziane.
Buziaki ;*
SuSi PISARECZKA
niedziela, 21 czerwca 2015
Rozdział 14
środa, 15 kwietnia 2015
Rozdział 13
Rozdział 12
05.01.2019r.
czwartek, 2 kwietnia 2015
Rozdział 11
- Tobi, co się stało ?- spytałam z przerażeniem brata.
- Li.. Li.. Lisa dostała drga.. drgawek, a ja sie.. siedziałem obok. - Co mu do cholery się stało ? Wyglądał jak trup, był cały biały. Podniósł ręce i zakrył w nich twarz. Miał dziwnie, lekko żółte paznokcie i palce.
- Siedź tu, będzie dobrze. - poprosiłam go.
Pobiegłam na górę do pokoju siostry. Tata siedział na podłodze i trzymał łkającą Lisę, a mama klęczała i moczyła w misce z wodą chustkę, którą przykładała do główki dziewczynki.
- Kate dzwoń po karetkę, szybko !- krzyknęła mama.
Zrobiło mi się duszno.
Było źle.
Wbiegłam do przedpokoju, wzięłam torbę i wyciągnęłam z niej telefon. Spojrzałam na wyświetlacz :
"Masz nieodebranych 11 połączeń"
Wybrałam numer 112
- Halo !- krzyknęłam do słuchawki
- Dzień dobry - odpowiedział młody, kobiecy głos
- Szybko, trzy letnia dziewczynka ma 40 stopni gorączki i drgawki . Maple Street-
- Karetka już w drodze. -rozłączyłam się
Płacz Lisy ustał.
Wbiegłam na górę.
Mama była przerażona, a tata szeptał
- Szybciej, tracimy ją. Szybciej .- myślałam, że to już koniec. Łzy poleciały mi po policzkach jak wodospad, gdy do domu nagle wbiegli ratownicy z pogotowia.
Krzątali się, biegali coś krzyczeli.
Słyszałam jak tata coś do mnie krzyczał. Zsunęłam się po ścianie na ziemie. Zobaczyłam rozmazaną sylwetkę, która szła w moją stronę, a później ciemność.
- Cześć Lucas - usłyszałem w słuchawce głos taty Katie
- Dzień dobry Panie Clarke -
- Kate, Tobias, Katrina, Lisa i ja jesteśmy w szpitalu. -
- Co się stało ?- od razu pomyślałem, że coś mogło się stać Katie
- Myślę, że ktoś mógł otruć Lisę.- odchrząknął- Mam prośbę, czy mógłbyś przyjechać po Kate i Tobiasa i odwieść ich do domu? -spytał
- Jasne. - pobiegłem na przedpokój, wziąłem kurtkę.
- Lucas, dziękuję -
- Na prawdę nie ma za co.- rozłączyłem się. Wyszedłem z domu, wsiadłem do Audi R8 i wyjechałem.
- Dziś łapy precz ode mnie, obraziłeś mojego przyjaciela. - udałam, że jestem na niego zła - Tobias wychodź, bo jak on coś jeszcze powie albo zrobi to chyba puszczę pawia !- Tobias się zaśmiał
- Pa Luck !- powiedział
- Cześć młody! -
Lucas odjechał, a my ruszyliśmy w stronę drzwi. Podałam Tobiasowi klucze
- Otwórz drzwi, idź się myć. Ja chwilę tu sobie posiedzę.- wziął je ode mnie
- Okay, ale przyjdź zaraz, bo jestem głodny.- pokazał na swój brzuch.
- Dobrze - wszedł do środka. Usiadłam na schodkach i spojrzałam w gwiazdy. Myślałam o tym jak Lisa umierała na kolanach taty, a trzy godziny później lekarz przekazał nam, że jest zdrowa jak ryba. To było trochę dziwne. Nagle poczułam coś obok swojej ręki. Spojrzałam na schodek, leżała tam mała, zwinięta,biała karteczka. Wzięłam ją i rozwinęłam :
piątek, 27 marca 2015
Rozdział 10
- Kate! - krzyknął Luck, a ja zesztywniałam.
O Boże! Wiedziałam, że nie mogłam od niego wiecznie uciekać, ale nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z nim. Okłamał mnie. Dopiero, gdy miałam zacząć zmieniać się w dhampira (tak uwierzyłam w to) on raczył mi o tym powiedzieć. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu,więc zamrugałam parę razy odganiając je. Nie mogłam płakać przy całej szkole. Szłam dalej, tak jakbym go nie usłyszała. Nagle złapał mnie za nadgarstek i odwrócił do siebie.
- Posłuchaj mnie. - spojrzał mi w oczy, więc przeniosłam wzrok na podłogę.- Katie, spójrz na mnie. - szepnął i puścił moją rękę. Cofnęłam się o krok.
- Czy ty się mnie boisz? - spytał z niedowierzaniem. Wcale się go nie bałam, ale było mi strasznie przykro,że przez ten cały czas nic mi nie powiedział.
-Przecież wiesz, że nigdy bym Cię nie skrzywdził . -
-Już mnie zraniłeś- szepnęłam, a on pokręcił głową.- Może zróbmy sobie przerwę . -zaproponowałam. Spojrzał na mnie smutno. Myślałam, że zaraz pęknie mi serce, że rozsypie się na milion kawałeczków. Wcale nie chciałam się z nim rozstawać, przecież go kochałam.
- Ale ty.. Kate nie zrozum mnie źle, ale ty nie... - domyśliłam się o co mu chodziło
- Dam sobie radę, Luck - powiedziałam z udawaną pewnością, bo gdzieś w środku czułam, że nie dam sobie rady. Z tą całą przemianą, ze sobą, z tatą, ze wszystkim.
- Nie kłam. - przejrzał mnie.
- Lucas, ja. Ja nie wiem co mam robić, rozumiesz?! Bo ja , ja nic nie rozumiem! A ty nawet nie próbujesz mi pomóc! - wybuchłam. Wszyscy się na nas gapili. Zaczęłam płakać. Szybko wybiegłam ze stołówki. Jak na styczeń było dość ciepło i słonecznie. Oparłam się przodem o siatkę boiska.
- Katie, chcę ci pomóc, ale najpierw ty musisz pozwolić mi tobie pomóc. - zrobiło mi się głupio, bo to była prawda.
- Dobrze- szepnęłam
- Odwróć się do mnie. - poprosił. Wytarłam rękami mokre od łez policzki. Odwróciłam się i wtuliłam w niego. Objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą zaczął gładzić moje włosy.
- Tęskniłem za tym -
- A za mną? -
- Jak cholera - uśmiechnął się
- Ja za tobą też. - i to była prawda. Postąpiłam zbyt pochopnie uciekając od nich. Czas przyznać się do tego i przeprosić.
- Luck, przepraszam Cię. Jeśli to prawda, że no wiesz. - odchrząknęłam - to zamierzam najpierw porozmawiać o tym z tatą, a nie wydzierać się na ciebie. Wiesz jaka jestem. Nie umiem nad sobą.. -
- Przestań już tyle gadać. Zaraz mi pękną uszy. - zaśmiał się
- Jesteś okropny! - zrobiłam nadąsaną minę.
- Niestety - przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie - Wiem - zbliżył swoje usta do moich warg. Nagle otworzyły się drzwi.
- Już był dzwo.. - widząc Kevina odskoczyłam od Lucka- Przepraszam, ja tylko - zaczerwienił się - chciałem powiedzieć, że był już dzwonek. -
- Dzięki Johnson. - powiedział Luck. Pocałował mnie w policzek - Katie, spotkamy się później. Pa. - odszedł. Byłam rozpromieniona i pełna życia. Wzięłam Kevina za rękę i pociągnęłam go w stronę szkoły
- Chodź, bo się spóźnimy. - uśmiechnęłam się
- Mhm.. - mruknął
niedziela, 15 marca 2015
Rozdział 9
- Dzień dobry, Pani Parks. Poproszę to co zawsze. -obdarzyłam ją uśmiechem.
- Dzień dobry Kate. Proszę bardzo. -wzięłam od niej tacę z surówką, frytkami i sokiem pomarańczowym. Odeszłam parę kroków w tył i czekałam na Kevina. Gdy już odebrał od Pani Parks swój lunch zobaczyłam, że wziął to samo co ja.
- Nie musiałeś zamawiać tego samego. -uśmiechnęłam się do niego, gdy do mnie podszedł.
- Ale chciałem.- odpowiedział i zaprowadził nas do stolika. Usiedliśmy daleko od drzwi, przy wielkim oknie w 'strefie' popularnych, przy stoliku chłopaków z drużyny. W naszym liceum były cztery grupy - Popularni, Normalni, Kujony i Dziwacy (czyli pozostali), a powstały one na zasadzie powiedzenia "Jak Cię widzą, tak Cię piszą". Przez pierwszy miesiąc w szkole, 1 klasy są stale obserwowane i oceniane (obgadywane(koszmar)) przez starszych, a później dołączasz do odpowiedniej dla ciebie grupy. Czyli tam gdzie Cie chcą. Takie jest moje cudowne liceum. Zaczęłam zastanawiać się jakie byłoby moje szkolne życie gdyby nie moje znajome z 2 kl. Dzięki nim byłam znana, to one chciały mieć mnie i Jo w Popularnych. Cała nasza paczka - Jo, ja, Luck, Dav, John- byliśmy Popularni.
- Czemu dziś ze mną usiadłaś? Myślałem, że zapomniałaś o moim istnieniu.- wyrwał mnie z zamyślenia Kevin. Co miałam mu odpowiedzieć, " Usiadłam, bo nie wiedziałam, że ty tam siedzisz i tak, tak naprawdę to zapomniałam o twoim istnieniu"?
- Bo chciałam .- odpowiedziałam mu podobnie, jak on mi.
- Myślałem .-
- Co myślałeś ? Dokończ. -
- Myślałem, że zmieniłaś zdanie.- chciałam się go spytać o co chodzi, ale sobie przypomniałam. W drugiej klasie gimnazjum Kevin spytał mnie czy chciałabym być jego dziewczyną. Prawdę mówiąc, zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w tym czasie poznałam Lucasa i no... Odmówiłam mu, więc zostaliśmy dobrymi kumplami. A ja zapomniałam, że w ogóle kogoś takiego znam.
- Nie wiem co ci powiedzieć, Kevin.- ciekawe co chciałby teraz ode mnie usłyszeć.
- Spoko, nic nie mów. Żartowałem.- uśmiechnął się, choć ja nie byłam pewna czy to był żart - Tak naprawdę to myślałem, że może przyciągnął cie mój urok osobisty. -
- Twój urok?!- wybuchłam śmiechem. Przez gimnazjum bardzo polubiłam Kevina, ale później poszliśmy do liceum. No dobra, tego samego liceum, ale mieliśmy zaledwie może tylko dwie lekcje razem, więc nasza znajomość opierała się na "Cześć Kate"i "Hej Kevin", albo w ogóle na niczym. Byłam głupia, powinnam dalej utrzymywać z nim kontakt.
- Ej! Nie śmiej się!- dał mi kuksańca w bok- Nie jestem najgorszy, gram w szkolnej drużynie, mam bogatych rodziców...-
- No i jesteś taki jak wszyscy, zakochany w sobie. - mruknęłam. Oczywiście to sarkazm. Z tego co pamiętam,dobra trochę mało pamiętam , on taki nigdy nie był.
- Nie jestem ! Tylko żartuję !- zrobił naburmuszoną minę.
- Łał, na serio żartujesz ? Nie napinaj się tak ! - walnęłam go w ramie - Wyobraź sobie ja też żartuje ! - i znowu dostałam tego napadu śmiechu. Nie wiem jak Kevin to robił, przy nim zawsze byłam szczęśliwa jak dziecko, które dostało wymarzonego misia.
- Tylko na tyle cię stać ?- spojrzał na swoje ramie - W 1 gim. miałaś chyba więcej siły !- zaczął chichotać.
- Uważaj Johnson, bo zaraz rozkwaszę ci ten piękny, mały nosek !- pokazałam mu dłoń zwiniętą w pięść,
- Stara Kate ...- pokręcił głową
Nagle zaburczało mi w brzuchu. Zaczerwieniłam się.
- Przepraszam. Jestem strasznie głodna .-
- Ja też zgłodniałem przez ciebie . Smacznego !-
Byłam tak głodna, że już po 10 minutach wstałam, aby odłożyć tace z pustymi miseczkami na miejsce, kiedy Kevin poprosił żebym usiadła, bo on ją odłoży.
- Dzięki,- opadłam z powrotem na krzesło. Patrzyłam jak Kevin idzie w stronę okienka w którym zostawiało się tace.
- Cholera !- szepnęłam, kiedy zobaczyłam, że do stołówki wszedł Luck.